Ponieważ nie znoszę dobrze klimatu gorącego i nie umiem się przystosować do słońca na południu, przeto przed wyjazdem z Gdyni zwróciłem się do Zarządu z prośbą, ażebym mógł wrócić po przysługującym mi urlopie na linię atlantycką na „Pułaskiego”.
I rzeczywiście, odbyłem jeszcze jedną podróż do Hajfy i z powrotem do Konstancy, dokąd przyjechał na moje miejsce kapitan Knoetgen. W przewidywaniu tego przed wyjazdem z Gdyni zdążyłem kupić samochód „Polski Fiat-torpedo”, który w ładowni „Polonii” przywiozłem do Konstancy. Teraz znowu zabierałem go za zgodą dyrekcji na pokład w zamiarze wyładowania w Palestynie, gdzie mieliśmy z żoną odbyć wycieczkę do Syrii i — jeżeli się uda — do Egiptu.
Stało się trochę inaczej. W Palestynie były zaburzenia arab-sko-żydowskie. Otrzymaliśmy radiodepeszę, w której polecono nam iść do Port Saidu, gdzie wylądowano emigrantów i odstawiono ich koleją do Jerozolimy. Dla nas z żoną nie było różnicy; wizę egipską posiadaliśmy, toteż wylądowaliśmy w Port Saidzie. Samochód wyładowano na podstawioną lichtugę, po czym około trzech godzin zajęło nam załatwienie formalności wjazdowych z celnikami egipskimi.
Wszystko poszło dość gładko, jeżeli nie liczyć, że musiałem zdeponować w Urzędzie Celnym swój browning. Odesłano mi go potem do Hajfy, gdzie odebrałem go w najlepszym porządku.
Około 14 wyjechaliśmy z Port Saidu. Późnym wieczorem, błądząc trochę wśród nocy egipskiej, przyjechaliśmy do Kairu, gdzie zamieszkaliśmy w miłym hoteliku „Paris”.
W Kairze doznaliśmy miłej i serdecznej gościny u posła Tadeusza Jaroszewicza. Jeździliśmy do piramid, do Fajjum i po pustyni, gdzie ugrzęźliśmy na parę godzin w piasku. Pomorski numer rejestracyjny samochodu i znak PL zwracały wszędzie uwagę. Niejeden przechodzień zatrzymywał się, żeby odczytać nazwę Polskiego Automobilklubu na chorągiewce.
Przez Suez i Pustynię Synajską w towarzystwie przygodnych znajomych jadących do Jerozolimy swoim fordem, przyjechaliśmy do miasta historycznego, gdzie konsul generalny powitał nas jak wielkich podróżników. Dalej udaliśmy się do Bejrutu i Damaszku, a chociaż był to listopad, wszędzie mieliśmy piękną słoneczną pogodę. Na pustyni było tak gorąco w dzień, że
368