ZAKOŃCZENIE
Rozdział najtrudniejszy, a zarazem najbardziej odpowiedzialny. Przypominam sobie znowu lata dzieciństwa, zwłaszcza ten okres, gdy miałem lat 8, 10 czy jeszcze chodziłem do szkoły w Mitawie.
Jeżeli to było wczesne lato czy jesień, najulubieńszym moim spacerem było pójść do parku miejskiego, położonego na wysepce na rzece o dziwnej nazwie Aa. [...] W parku, na wysokim brzegu rzeki, była aleja pomiędzy dużymi rozłożystymi drzewami lipowymi i kasztanowymi. Nazywała się Aleją Westchnień i była bardzo łubiana przez pary sentymentalne. Celem moich spacerów często bywała ta właśnie aleja, ale z powodów zupełnie innych. Była tam przystań parowców, utrzymujących komunikację z osiedlami na wybrzeżu dolnego biegu rzeki oraz z Rygą, która była przed wojną znacznym portem morskim.
Parowiec „Mitawa” wydawał mi się statkiem ogromnym. Schodziłem na przystań i mogłem przez długie chwile oglądać z zaciekawieniem okrągłe okienka, takie jakieś niezwykłe, pokłady, niekoniecznie czyste. Z przyjemnością wchłaniałem ten specjalny zapach parowców, zapach nieokreślony, w którym zawsze czuć smołę z uszczelnienia pokładów i z lin. Smoła jest podstawą tego specjalnego morskiego odoru parowcowego i odór ten może mieć swoje odmiany, jak perfumy, zależnie od typu statku, od rodzaju jego żeglugi.
Patrząc myślałem o podróżach tego statku. Jest tu przy przystani. Potem odejdzie i jego burta będzie dotykała nabrzeża rozmaitych przystani, aż dobije w Rydze. Przecie to nadzwyczajne. I ta sama woda, która omywa burtę statku tu, przy przystani w Mitawie, spływa do Dźwiny, potem do morza, do tego
427