i po raz pierwszy zacząłem przechodzić bardzo jeszcze dziecinne cierpienia, które są prawie zawsze współtowarzyszami każdej miłości. Jest rzeczą jasną, że w tamtym okresie, gdy byliśmy w wieku około 12 łat, ta moja miłość była bardzo sentymentalna i bardzo romantyczna. Hela musiała o tym wiedzieć, gdyż zwierzałem się jej bratu, który sobie z tego żartował. Jego przyjaźń i wspólne mieszkanie przynosiło mi korzyści niezawodne, ale nigdy nie mogłem wtenczas się dowiedzieć rzeczy dla mnie niezmiernie ważnej: czy się jej podobam. Chociaż Hela była ode mnie tylko nieznacznie starsza, to jednak — jak zwykle kobiety
— o wiele ode mnie roztropniejsza. Od czasu do czasu bywały chwile, gdy podejrzewałem, że się podobam, ale niebawem spostrzegałem, że w taki sam sposób odnosi się do któregoś z kolegów i przechodziłem na nowo wszystkie katusze wątpliwości.
Pomimo wszystko był to radosny i piękny okres dzieciństwa. Po powrocie ze szkół zasiadaliśmy wszyscy do obiadu. Potem był okres spokoju i odpoczynku. W zimie po podwieczorku wychodziliśmy na spacer czy na ślizgawkę. Wieczorem odrabialiśmy lekcje, których było dużo, zważywszy że wszyscy braliśmy też lekcje gry na fortepianie. Po wieczerzy, przy której toczyła się bardzo ożywiona wspólna rozmowa o wrażeniach dnia, siedzieliśmy jeszcze trochę w saloniku, potem jeszcze kończyliśmy jakieś nie odrobione lekcje — zawsze takie się okazywały
— i udawaliśmy się na spoczynek. W naszym pokoju prawie każdego wieczora awanturowaliśmy się jeszcze z Zygmuntem, czasem aż tak głośno, że mama przychodziła, żeby nas uspokoić.
Im byłem starszy, tym więcej czytałem i tym więcej to zajęcie lubiłem. W dalszym ciągu nie opuszczały mnie marzenia o morzu. Gdy byłem już w klasie trzeciej, ojciec rozpoczął korespondencję z Korpusem Kadetów Morskich w Petersburgu, z której się wyjaśniło, że aczkolwiek posiadam dostateczne przygotowanie naukowe, to jednak byłem jeszcze o rok za młody. Do młodszej klasy Korpusu przyjmowano po ukończeniu trzech klas szkoły realnej lub gimnazjum, po złożeniu uprzednio egzaminu wstępnego, lecz w wieku nie poniżej lat 13. Brakowało mi akurat kilku miesięcy.
Zaznaczyć trzeba, że brat mój Jan na każde święta przyjeżdżał do domu ze swego korpusu w Pskowie. Imponował mi
25