Stefan de Walden komandor porucznik dowódca niszczyciela „Wicher”
Mobilizacja naszych niszczycieli w sierpniu 1939 roku odbyła się bardzo sprawnie. Nie była to co prawda czynność skomplikowana ■— polegała bowiem jedynie na wyokrętowaniu sprzętu ćwiczebnego, a pobraniu w zamian pełnych zapasów zaopatrzenia bojowego — tym niemniej jej krótki i sprawny przebieg wykazał już wtedy niemałe kwalifikacje załóg.
Okręty nasze kolejno pobierały z kryp olej gazowy, smary i wodę, opróżniając jednocześnie komory amunicyjne z amunicji ćwiczebnej i ładując amunicję ostrą. Wymieniano także bomby głębinowe, odkręcano głowy ćwiczebne torped, zastępując je bojowymi, przyjmowano prowiant, sprzęt sanitarny, maski [przeciw]gazowe itp. Równocześnie gospodarze działów sprawdzali należyte funkcjonowanie sprzętu, aczkolwiek czynność ta, przewidziana w planie mobilizacyjnym, posiadała właściwie jedynie formalne znaczenie, gdyż okręty — znajdujące się w drugiej połowie kampanii letniej, a więc w pełni wyszkolenia bojowego — używały tego sprzętu codziennie.
Sprawność bojową okrętów podniósł jeszcze bardziej fakt, że od końca marca, a więc od początku osławionej wojny nerwów, niszczyciele, jak zresztą i cała flota, znajdowały się w stanie częściowego pogotowia, intensywnie odbywając mimo to szkolenie programowe.
W okresie tym okręty nasze kolejno obejmowały 24-godzinny dyżur, przy czym zadaniem okrętu dyżurującego było stałe obserwowanie ruchu statków niemieckich na szlaku wiodącym do Prus Wschodnich oraz notowanie w miarę możności ilości i rodzaju przewożonego ładunku. Rzecz zrozumiała, że notowano również pilnie najmniejszy nawet ruch niemieckich okrętów wojennych, składając do Sztabu Floty szczegółowy raport natychmiast po przekazaniu dyżuru następnemu okrętowi. Polskie okręty z kolei, a zwłaszcza okręt dyżurny, znajdowały się również pod baczną obserwacją samolotów ze swastyką, a zdarzało się niejednokrotnie, że niemiecki nisz-
41