Dwa dziwne zgony: żydowski aktor i przewidywany następca 581
Stalina podczas terroru, by oczyścić środowisko akademickie z prawdziwych naukowców.
- Jurij, nie zadzieraj z Łysenką - ostrzegał żartobliwie syna Żdanow.
- Skrzyżuje cię z ogórkiem.
Ale Żdanow był zbyt ciężko chory, aby go powstrzymać.
Dziesiątego kwietnia 1948 roku, podczas wystąpienia na Politechnice Moskiewskiej, młody Żdanow skrytykował zarówno tak zwany twórczy darwinizm Łysenki, jak i szykany, którym poddawano z jego inspiracji naukowców o odmiennych poglądach. Łysenko słuchał tego referatu przez mikrofon w sąsiednim pomieszczeniu. Ten doświadczony dworzanin zwrócił się do Stalina, atakując Jurija za to, że miał czelność wypowiadać się „w imieniu partii”. Łysenko przesłał kopię listu Malenkowowi, który go poparł. Maszyneria została puszczona w ruch. Malenkow wysłał tekst wystąpienia Stalinowi, który uważał się teraz za „koryfeusza” nauki. Stalin czytał referat Jurija z rosnącą irytacją.
Cha, cha, cha! - pisał gniewnie na marginesach. Nonsens! i Brednie! Bezczelny młokos sprzeciwił się poglądom Stalina w kwestii dziedziczności i ewolucji i uzurpował sobie jego uprawnienia. Kiedy Jurij oświadczył, że są to jego osobiste poglądy, Stalin wykrzyknął: „Aha!” - i przekazał swoje komentarze uszczęśliwionemu Malenkowowi.
Rozdrażniony oporem Jugosłowian, napięciem w Berlinie i syjonistycznymi intrygami Stalin uznał, że nadszedł czas rzucić wyzwanie Ameryce w Europie. Żądał dyscypliny partyjnej; Jurij zadrwił sobie z tego. W olimpijskim rozbłysku, który zmienił radziecką naukę i politykę, „koryfeusz” interweniował. 10 czerwca Stalin zorganizował w „Kąciku” jedną ze swoich upokarzających sesji. Andriej Żdanow siedział pokornie z przodu i robił notatki, jego syn przycupnął z tyłu, a Stalin, przechadzając się „z fajką w ręku”, mruknął:
- Jak śmieliście znieważyć towarzysza Łysenkę? - Żdanow żałośnie zapisywał słowa Stalina w swoim notatniku: Referat jest niesłuszny. Żdanow popełnił błąd. Potem Stalin przystanął i spytał: - Kto to zatwierdził?
Jego spojrzenie zmroziło obecnych. Zapanowała grobowa cisza - napisał Dmitrij Szepiłow, protegowany Żdanowa. Wszyscy wpatrywali się w podłogę. Wreszcie Szepiłow wstał i przyznał:
- To była moja decyzja, towarzyszu Stalin.
Stalin podszedł i popatrzył mu prosto w oczy. Mogę szczerze powiedzieć
- wspominał Szepiłow - że jeszcze nigdy nie widziałem takiego spojrzenia [...]. Jego oczy zdawały się posiadać jakąś niezwykłą siłę. Przeszywał mnie swoimi żółtymi źrenicami jak [...] kobra zwinięta do ataku. Stalin nie mrugał przez dłuższą chwilę, która wydawała się wiecznością.