waniem. Mniej więcej o tej samej porze spadło kilka bomb na Gdynię. Mgła tłumiła odgłos wybuchów i głuche detonacje, które słyszało się na redzie, można było przyjąć za zwykłe strzały artylerii przeciwlotniczej, odganiające wścibskie samoloty, gdyby nie radio, z którego płynął strumień informacji.
Około godz. 7 rano wachta sygnałowa zameldowała zbliżanie się kilku ■samolotów, których jednak nie było widać z powodu silnej mgły.
„Alarm przeciwlotniczy!” — „Nie strzelać bez rozkazu”... Miałem jeszcze w pamięci wiadomość z dnia poprzedniego o przelocie własnych samolotów. Zarysowują się w powietrzu 3 sylwetki, na skrzydłach czarne krzyże.
— „Strzelać!” ■— Błyskawiczna wymiana strzałów" broni maszynowej i sylwetki giną we mgle. Za chwilę słyszę poprzez mgłę odgłosy analogicznej rozgrywki od strony portu wojennego. Stoją tam okręty podwodne, minowce, torpedowce, kanonierki i inne drobnoustroje morskie1. Wymiana strzałów z „Wichrem” przygotowała grunt na gościnne przyjęcie. Jeden z niemieckich samolotów skończył swą karierę. Okręty podwodne wychodzą kolejno z portu i idą do wyznaczonych zawczasu sektorów.
Tymczasem od strony Redłowa dochodzi słaby odgłos broni maszynowej. Mgła rzednie. Odgłos walki wzmaga się. Słychać huk dział. To walczy bateria redłowska. Spoza rozpuszczającej się mgły zaczyna się zarysowywać wybrzeże gdańskie. Stoi tam pancernik niemiecki „Schleswig-Hol-stein”. Przybył on do Gdańska przed tygodniem celem złożenia przyjaznej wizyty. Rząd polski nie zdecydował się odmówić na to swej zgody. Jest to pancernik szkolny, okręt co prawda przestarzały, posiadający jednak imponującą artylerię złożoną z 4 dział 280 mm i 10 — 150 mm, podczas gdy nasz „Wicher” dysponował jedynie 4 działami o kalibrze tylko 130 mm. Gdynia, port wojenny i reda znajdują się w zasięgu dział pancernika, z miejsca swego postoju ma nasz port pod bezpośrednią obserwacją i sam jest widoczny w górnej swej części z redy gdyńskiej. Nie mając żadnych szans w pojedynku artyleryjskim z pancernikiem, wydaję rozkaz odkot-wiczenia, aby w razie walki wykorzystać ruch i zwrotność mego okrętu. Mam pod parą jeden z trzech kotłów. W tych warunkach dysponuję skalą szybkości od 0 do 18 węzłów. Pozostałych kotłów nie rozpalam przez oszczędność paliwa, którego uzupełnianie w Gdyni lub na Helu, niemal w obliczu nieprzyjaciela, jest rzeczą wielce ryzykowną.
Minimalnym biegiem poruszam się w rejonie redy gdyńskiej, w zasięgu optycznej łączności z Dowództwem Floty, gotów w każdej chwili do powiększenia szybkości i stoczenia walki. Połowa załogi jest przy broni i me-
43
Pisząc o minowcaeh autor stosuje nomenklaturę przedwojenną; ma on na myśli okręty typu „Jaskółka”. Okręty te nazywano także traulerami lub trawlerami, gdyż były one przystosowane nie tylko do stawiania min, ale również do ich poławiania (trałowania); dzisiaj okręty tej klasy nazywają się trałowcami. Nazwą „drobnoustroje” określano popularnie pomocnicze jednostki pływające marynarki, jak holowniki, krypy, motorówki itp.