liwe. Więźniarek zaś, które zupełnie jawnie przyznawały się do wenerycznych chorób, było wśród pospolitych zawsze kilka.
Około godziny jedenastej puszczają nas zazwyczaj naprogułkę, czyli na spacer. Przez 15-20 minut, zależnie od humoru dyżurnego, krążymy parami po dużym już tym razem podwórzu, między trzypiętrowymi mu-rami. Chłód tu zawsze, wilgoć i cień. Na podwórze wychodzą z wszystkich stron okratowane lub siatką zabite okna cel.
W chwili pojawienia się nas na podwórzu, w niektórych oknach na piętrze robi się biało od płochliwych męskich twarzy, niknących w chwili, gdy dyżurny odwraca się w ich stronę. Aby przeszkodzić jakiemukolwiek porozumieniu, każą nam w czasie spaceru mieć ręce założone na plecach i nie wolno nam podnosić głów. Ale za plecami dyżurnego nikt tego nie przestrzega. Wszystkie chyłkiem obserwują okna. Wiemy, że Janka ma tam brata, a mama Rybakowa męża. Rózi przywidział się jej mąż. Nie jest pewna. Przy następnym okrążeniu może lepiej zobaczy.
Ja, choć na szczęście nikogo nie wypatruję, podnoszę też czasem głowę, bo do burych, odrapanych murów lepi się tam w górze słońce. Przy szarzyźnie i monotonii ścian suszące się na oknach miedzianozłote, malowane miski - rodzone siostry mojej - lśnią wzdłuż krat jak olbrzymie, nieruchome chrabąszcze, zbytkowne, ozdobne, bogate - nie wiadomo po co takie właśnie. Może to dzięki temu kontrastowi tak je dobrze zapamiętałam.
Dyżurny, spostrzegłszy najmniejszy znak, spojrzenie czy ruch skierowany ku tym oknom, piekli się, wrzeszczy, a czasem przerywa za karę spacer i zapędza nas z powrotem do celi. Za podniesienie przez jedną z nas kawałka szkła na podwórzu cała kamera nie chodziła przez tydzień na progułkę.
Przed końcem spaceru wolno nam trzepać koce i wybić w nich wszy, które tu lepiej widać niż w mrocznej celi. Dlatego też koce zabieramy zawsze z sobą. Jeśli chodzi o zażycie ruchu, spacer taki nie daje nam absolutnie nic. Tempo tego sennego krążenia jest zbyt powolne. Tyle że się łyknie trochę świeżego powietrza.
Nigdy chyba smród w celi nie wydaje się nam tak okropny, jak po powrocie z dworu. Wtedy dopiero uświadamia sobie człowiek w całej pełni, czym dzień i noc oddycha.
Obiad ma przebieg podobny do śniadania. Kolejką, pod drzwiami, pobieramy trochę czegoś gorącego. Czasem jest to zupa, zasypana stęch-
4 - W domu... 49