kie pospolite, objawia się u Zośki w każdym słowie i na każdym kroku. Prawda i to, że zbiega się to u niej z nienawiścią do wszelkiej władzy, do wszelkiej zwierzchności, do wszystkiego, co chce narzucić jej wybujałej indywidualności jakikolwiek przymus, rygor czy ograniczenie. A mimo to wyczuwa się w tym niedobitym, zajadłym dziecku lwowskiej ulicy instynktowne, nieuświadomione może nawet, obronne zjeżenie się wszystkiego, co w nim polskie, w stosunku do tych nieproszonych dobroczyńców proletariatu, tych „parszywych czubaryków”, jak ich zawsze nazywa, tych „hyclów”, „draniów”, „łajdaków”.
- Kto ich tu prosił? Ja może? Żeby ich smród wydusił! Żeby w kanale pozdychali! Kochać ich będę! Właśnie! Bać się ich będę! A jak nie - to co?
Owo „a jak nie, to co?” jest stałą jej odpowiedzią na wszystko.
- Wywiozą cię, Zośka.
- A jak nie, to co?
- Pójdziesz do karcu.
-A jak nie, to co?
Kiedy jej każą iść do karceru, między jednym kułakiem w zęby a drugim sapie dyżurnym, bezczelnie i irytująco: „A jak nie, to co?” - póki jej tchu nie braknie, póki jej nie obezwładnią... Cudowna, jedyna dewiza życiowa dla takiego łopucha spod mostu, który się nie chce dać zadeptać i który każdej chcącej go unicestwić przemocy krzyczeć potrafi spod kopyt to swoje zwycięskie, chwaściane, niedobite: „A jak nie, to co?”... Istotnie! Nic!
A potem taka Malwina. Żydówka. Żona kasiarza światowej sławy, jak twierdzi z dumą. Siedzi, bo w ich mieszkaniu został zastrzelony enkawudzista czy enkawudzista kogoś u nich zastrzelił. Nie pamiętam... To już zupełnie inna klasa. To elita. Sylwetka pierota z kanapy. Chodzi w jedwabnej piżamie w granatowe pasy, z rękami w kieszeniach, zgrabna, lotna. Jest ślicznie zbudowana. Elf i apaszka w jednym ciele. Za to twarz ma płaską, mopsowatą, o rozkudłanej wokół niej chyrze źle uczesanej lalki. Słownik najplugawszy, jaki słyszałam z kobiecych ust w więzieniu. Przeszła nawet Mańkę, a to nie byle co! Mówi ładną polszczyzną, z krakowskim akcentem. Inteligentna jest i podkształcona. Jest - albo udaje, że jest - w ciąży. Takie mają w pierwszym rzędzie prawo do doba-wek, bo są, jak się to mówi w więzieniu, podwójne. Rządzi się jak szara gęś. Wszyscy boją się jej plugawego ozora. Jest w stałych konszachtach z innymi celami. Ma często grypsy od męża, który siedzi na innym blo-
55