celi. Jedynie temperatura decyduje tu o tym, czy kogoś uznają za chorego, czy nie. Bez gorączki nie było nawet po co zgłaszać dyżurnemu czyjegoś zasłabnięcia.
Proceder jest taki: dyżurny cię wywołuje. Prowadzi do tej małej salki z Żydówką w chałacie. Tam już taki ścisk, że aż ciemno. Wszystko, co tu czeka, ma wysoką temperaturę. Jedna z czekających zemdlała wtedy, pamiętam. Jeśli masz gdzie, to siadasz, jeśli miejsca zajęte, stoisz - bo cóż masz robić? Trwa to godzinami. Żydówka w fartuchu ma czas. Nie śpieszy się. Baraszkuje z doktorami, odwołująją, wraca. Jest wolną graż-danką, pewnie komunistką, więc nie będzie się przejmować tym, że te zakluczone kontrrewolucjonery z nóg lecą. Wreszcie przychodzi kolej na ciebie. Pyta, co cię boli, zagląda do gardła, bada puls, mierzy gorączkę, daje kartkę i odsyła do kąpieli. Cokolwiek by ci było, kąpać się musisz. Łazienka zimna, brudna, woda w tuszu ledwie letnia. W stawach cię łamie, w oczach ci czarno - ale nic - kąpiesz się, dzwoniąc zębami. Po wykąpaniu się musisz jeszcze pół godziny czekać, nim kto po ciebie przyjdzie. Oczywiście jesteś w tej łazience zamknięta na klucz - bo jakże? I czekasz. Właśnie tu, w tej zimnej piwnicy, na betonowej podłodze, obok kupy brudów zebranych widocznie z łóżek szpitalnych do prania. Wreszcie zjawia się jakaś inna, w fartuchu - w bardzo brudnym fartuchu - i z więzienną bielizną. Twoją zabiera do składu i daje ci numer. Potem ci każe iść za sobą.
Idziemy... W niektórych przejściach zatrzymuje cię i musisz czekać, twarzą przyparta do ściany. Widocznie prowadzą korytarzem kogoś, kto nie ma być widziany. Dziękuj Bogu, że to sierpień! Gorzej będzie tym, którzy będą odbywać tę drogę w zimie. Po korytarzach przeciąg, na schodach przeciąg. A ty masz wysoką gorączkę albo dreszcze, jesteś mokry, bo wytrzeć się po kąpieli nie było w co, i wleczesz się tak na maślanych nogach dalej.
Wreszcie jesteś na właściwym piętrze. Puszczają cię do małej celki, w której łóżek jest tyle, że ostatnie stoi nogami na progu. Trzeba przez nie przełazić. Przełazisz. Na wskazanym ci łóżku - co za radość - prześcieradła! Brudne, bo brudne i wyglądają na używane, ale może nie są. Może tylko tak źle wyprane. Mniejsza z tym. Kładziesz się wreszcie, dzwoniąc zębami, oślepły od bólu głowy, czując wszystkie łamiące stawy. Zamykasz oczy... Boże! Jak cudownie! Jest CISZA! Nie słyszysz wrzasku 130 bab! Nie słyszysz plugawych, bezwstydnych słów! Nie wi-
66