niane więzienne trepy! Jeden z nich zranił panią Izę, pamiętani. Wreszcie dochodzi do wielkiej awantury. Któraś z nich doniosła władzom, że na celi przechowuje się złoto i broń! Tego im się dwa razy nie powtarza! Zjawia się sam naczelnik. W swojej obecności każe nam wszystkim opuścić celę, zostawiwszy worki. Nie jest to tym razem zwykła rewizja, bo prowadzą nas na bolnicę. Tu rzecz się wyjaśnia. Rewizję przeprowadza tym razem lekarka, gruntownie, do ginekologicznego przeglądu włącznie. Pod względem higienicznym to było jedno horrendum! Rozebranym do naga, każą nam się kłaść kolejno na tej samej ceratowej ławce - świerzby po wrzodach, wrzody po ropnych wysypkach, wysypka po chorobach wenerycznych - i ta sama lekarka, nie dezynfekując rąk, bada pod rząd sto kilkadziesiąt kobiet!
Na celi tymczasem zrywano deski, szturchano w piecu, grzebano w paraszach, po czym - o dziwo! - wyszorowano i wymyto karbolem całą podłogę. Wyniesiono tylko na ten czas łóżka i sienniki i nie wróciły już więcej na celę. Kiedy nas, po paru dniach przetrzymania w innym bloku, puszczono na 21, dosłownie własnym ciałem suszyłyśmy tę podłogę, leżąc pokotem wprost na mokrych deskach. Jest listopad! W celi brak szyb i te, które śpią pod oknem, budzą się rano sproszone pierwszym, mokrym śniegiem. Od razu też kilka idzie z grypą na bolnicę, ze mną włącznie.
Nie byłam jeszcze całkiem zdrowa, kiedy mnie w parę dni po powrocie na celę wywołali do transportu. Mnie i kilka innych.
Jest między nimi także Bronisława Przystajko, która przeszedłszy przez Zamarstynów, została po ciężkiej chorobie przeniesiona na Brygidki.
- Sama nie wiem, jak ja ten Zamarstynów wytrzymałam - mówiła mi nieraz. - Przecie mnie aresztowali w parę miesięcy po wyjściu ze szpitala, gdzie przeleżałam przeszło rok na ciężki wrzód w żołądku. Jakieś niesamowite siły daje Pan Bóg człowiekowi.
Tak, trzeba mieć niesamowite siły i być w dodatku takim dzielnym człowiekiem jak ona. Brała jako żołnierz czynny udział w zeszłej wojnie, należała do LOK, była działaczką, społeczniczką. Oczywiście takich się dzisiaj tępi bez litości.
Kiedy ją wywołują razem z nami do transportu, ma właśnie bardzo ciężki absces, wysoką gorączkę i ruszać się nie może. Korpuśny - mały, szykowny, o skośnych oczach dzikiego kota - każe jej wstawać i iść. Próbuje więc dźwignąć się z podłogi, ale nie może. Tłumaczy, że jest
76