legendę o panach i chłopach, o zgodzie stanów i o osobliwej chwili, kiedy naród w całości ruszy do boju. To więc Wyspiański w pewnej rozpowszechnionej idei narodowej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie ujrzał legendę — polski mit — i przedstawił ją jako legendę, twór pozostający w dwuznacznym stosunku do rzeczywistości.
Legenda głosiła, że walkę wyzwoleńczą paraliżuje naródowa niedojrzałość ludu. Mówiła, że czas ziszczenia się nadziei narodowych zaświta wtedy, gdy lud zostanie wychowany w duchu patriotycznym i na umówiony znak wyśle hufce kosynierów, by pod przewodem «starszych braci» stanąć do walki. Przewodnictwo panów stanowiło w tym programie punkt równie nieodzowny, co zrozumiały sam przez się, ponieważ wierzono, że jedynie oni zdolni byli zainicjować walkę wyzwoleńczą i zapewnić jej powodzenie. Legenda kazała wierzyć, że uświadomiony patriotycznie lud sam uzna panów za swoich wodzów w narodowej sprawie.
Rodowód legendy sięga tradycji kościuszkowskich. Przez długie lata piastowali ją patrioci demokraci. Z czasem szczerze lub nieszczerze — i różnie ją pojmując -r- uznały ją wszystkie obozy ideowe poza — oczywiście — socjalistami o konsekwentnej orientacji klasowej. Jedne akcentowały w niej dzisiejszą niedojrzałość ludu, inne konieczność pracy wychowawczej nad nim, żadne nie ośmieliły się głośno wyrzec się nadziei, że kiedyś nastąpi oczekiwany moment ziszczenia się legendy, owa «chwila osobliwa», kiedy panowie poprowadzą naród do walki o wolność.
Legendę tę umieścił Wyspiański w centrum Wesela. Nasycił jej atmosferą dramat, kazał postaciom isztuki żyć w kręgu jej czaru. Inteligentów Wesela przedstawił jako ludzi małych, słabych, niepoważnych. Ale legendy nie zlekceważył. Ona stanowi siłę,
306
WESELE
która przerasta figurki bohaterów, jest spiritus mo-vens sztuki, ma w niej swojego potężnego ambasadora — Wernyhorę. Inteligenci Wesela nie są w dramacie postaciami na miarę historii, ale miarę tę posiada pielęgnowana przez pokolenie legenda, w którą wierzą i do której modlą się jej misjonarze.
Mówiono, że godzina spełnienia się legendy jest jeszcze daleka. Wyspiański skrócił czas oczekiwania, mamy oto gody narodowe panów z chłopami, biorą w nich udział chłopi wychowani przez panów na patriotów. By użyć słów Starzewskiego (o wymarzonym wizerunku chłopa-kosyniera), autor każe legendzie «zamienić się w żywe ciało, daje jej kształt i ruch, kości i muskuły, ma okrucieństwo zmusić ją, aby wstąpiła w szranki czynu — czynu, do którego jest :niezdolna».
Nie dopisali ani panowie, ani lud. Panowie nie objęli kierownictwa powstania. Wielbili legendę, ale raczej udawali, że w nią wierzą, niż wierzyli naprawdę. Nie darmo w trzecim akcie, w pełni rozwoju fantastycznej imprezy powstańczej, każdy z nich długo nie może oswoić się z myślą, że «chwila osobliwa^ którą przeżywają — to nie sny, majaki lub czad nieprzespania. Ich misyjna praca wśród ludu okazała się bałamuctwem, jak to wcześniej, w chwili jasnowidzenia, uświadomił sobie Gospodarz:
Orły, kosy, szable, godła, pany, chłopy, chłopy, pany
wszystko była podła maska farbiona — jak do obrazka.
Uwierzyli natomiast chłopi, skwapliwie chwycili za kosy, stawili się tłumnie. Ale i z ich gotowości nic nie wyszło, i to nie tylko dlatego, że panowie zawie-
3C7
DODATEK