■Bh'*» Miłe życia drobiazgi
że takie znaczenie wyrazu „konik” silnie było na ziemiach polskich rozpowszechnione.
Zapyta ktoś: A jakżeż jest w stronach rodzinnych poety?
Służyć można i takim przykładem. Dostarcza go nam Tadeusz Konwicki w wybornej powieści Dziura w niebie (1958). Akcja jej dzieje się na terenie od Nowogródka nieodległym. Szczegół nas interesujący wygląda tam jeszcze osobliwiej. Na s. 126 znajdujemy taką obserwację: „Gdzieś w krzakach odzywały się hałaśliwe, natrętne słowiki, głusząc cierpliwy jazgot pasikoników.” Jest więc późna wiosna. 'Słowik, śpiewak jej, ma tu także współzawodnika. Oczywiście świerszcza, a nazwano go tu nawet pasikonikiem, choć ta nazwa przynależy rodzinie Locustidae, a nie jak świerszcza — Grill idae. Wymieszanie całkowite.
Widzimy tedy, że oskarżenie Mickiewicza o występek przeciw realizmowi, 'pomówienie go o złą pamięć wrażeń okazuje się w naszym wypadku nieuzasadnione. Poeta, „realista wieśniak z Zaosia”, wiedział lepiej niż jego krytyk, że koniki-świerszcze „dzwonią” u nas (a niewątpliwie także w Dreźnie) w maju, kiedy i słowik śpiewa. Anachronizmu tu nie ma. Werdykt w tej sprawie orzec musi jedno-zgodnie, że poeta jest wolny od winy. Także od kary osławienia.
IV CZY MICKIEWICZ WIDZIAŁ WYGIĘTY PBOMIEN SŁOŃCA!
Któż z czytelników eseju Juliana Przybosia o Panu Tadeuszu 1 nie pamięta jego dramatycznego początku? Poeta krytyk przystępując do rozpatrzenia sprawy opisowości, charakteru elementów malarskich w poemacie Mickiewicza
otwiera wywód pewnego rodzaju wyznaniem osobistym, przedstawia coś jakby swój młodzieńczy zawód miłosny.
Charakteryzując technikę krajobrazu w poezji Mickiewicza jako naśladowczo-malarską zanalizował krytyk dla przykładu opis wschodu słońca z księgi XI Pana Tadeusza. Zmierza on tam mianowicie do wykazania, że w opisie tym, jak we wszystkich opisach przyrody w poemacie, nagromadzenie szczegółów zaobserwowanych, zagęszczenie określeń barwnych i świetlnych dzieje się z ujmą dla poetyckiego widzenia, którego wyrazem, którego istotą ma być przecież nie przedstawienie, ale odbłysk krajobrazu, wizja, jednym ciosem zniewalająca sobie i porywająca wyobraźnię czytelnika. Taki zaś błysk samoistnej wizji nie wynika bynajmniej z wiernego dostrzeżenia, nie rodzi się z oka, ale z wyobraźni poety.
O tym orzeczeniu, o pryncypiach es tetyczno-poetyck ic h będących jego podwaliną, dogmatycznych raczej niż historycznoliterackich, niejedno dałoby się powiedzieć. Ale nie o to chodzi w dzisiejszej doraźnej potrzebie. Nie odbiegajmy więc od rzeczy, nie zajmujmy się ogółem, kiedy chodzi o jeden szczegół.
Otóż w tym opisie wschodu w XI księdze, zasadniczo jakoby raczej chybionym, nastręczającym sporo zastrzeżeń krytycznych, jest przecież jeden element, który ratuje całość, Ale właściwą wartość tego elementu uprzytomnił sobie krytyk dopiero z czasem, dopiero przeszedłszy przez jeden zawód. On sam bowiem błędnie go ongiś pojął i dopiero przykrość doznanego zawodu odsłoniła mu prawdziwą istotę sprawy. Pojął, że opis ten urzeka nas nie przez wierność w oddaniu zjawiska, ale przez włączony tam błysk wizji, która jest właśnie że nieprawidziwa.
2 opisu owego wryły się w pamięć krytyka jeszcze
w młodości i czarem niezapomnianym nań tchnęły trzy
wiersze: . . , .
juz promień wytrysnął,
Po okrągłych niebiosach wygięty <przeblysnął
1 w białej chmurce jako złoty grot zawisnął.
(w. 169—171)
W Mile żyda drobiazgi
Rozdział drukowany w „Twórczości" 184*, zeszyt z lutego, wszedf (jtąpnle pt. Widzę i opisuję do książki J, Przybosia Czytając MldWer (Warszawa 1950, s. 55—97). — Na notatkę niniejszą replikowali .artykułem Raca —■ wygięty promień („Odrodzenie" 1948, nr 4t>, dąc tam swój sąd, zawarty w omawianym tu eseju, te poeta tfJSłWa rzekomo jak preekspresjonista.