ninem), jedynie w jej byciu taką, jaką jest. W ten sposób pojedynczość uwalnia się od fałszywego dylematu, nakazującego wiedzy dokonywać wyboru między wyjątkowością tego, co jednostkowe, a po-znawalnością tego, co ogólne. Bowiem tym, co poznawalne, zgodnie z pięknym wyrażeniem ukutym przez Leviego ben Gershona (Gersonidesa), nie jest ani to, co ogólne, ani to, co jednostkowe i należące do pewnego szeregu, ale „pojedynczość jako jakakolwiek pojedynczość”. W tej koncepcji byt-jako zostaje oderwany od posiadania takiej czy innej własności, przesądzającej o jego przynależności do pewnego zbioru, tej czy innej klasy (przedmiotów czerwonych, Francuzów, muzułmanów) - nie po to jednak, by zaliczyć go do jakiejś innej klasy czy w ogóle pozbawić wszelkiej przynależności, lecz po to, by zdać go na własne bycie-takim, jakim jest, na przynależność jako taką. W ten sposób bycie-takim, jakim się jest, skrywając się nieustannie w warunku przynależności (istnieje takie x, które należy do y) i nie będąc w żadnym sensie realnym predykatem, samo wychodzi na jaw: pojedynczość wystawiona jako taka jest czymkolwiek, czego się pragnie, czymś do-wolnym, innymi słowy - czymś godnym miłości.
Miłość nie zwraca się bowiem nigdy ku jakimś konkretnym własnościom umiłowanego obiektu (byciu blondynem, małym, czułym, chromym, kalekim), a zarazem nie abstrahuje od nich w imię nijakiej i miałkiej ogólności (miłość powszechna): miłość pragnie swego obiektu wraz ze wszystkimi jego predykatami, pragnie jego bycia takim, jakim jest. Pragnie czegoś jedynie jako takiego - na tym polega jej szczególny fetyszyzm. Z tego powodu jakakolwiek pojedynczość (byt godny miłości) nie jest nigdy poznaniem jakiejś rzeczy, takiej czy innej jakości bądź istoty, lecz jedynie poznaniem samej poznawalności. Ruch ten, opisywany przez Platona jako erotyczna anamneza, przenosi przedmiot nie ku innemu przedmiotowi czy innemu miejscu, lecz ku jego własnemu zajmowaniu-miejsca, jego dzianiu się - ku Idei.