ROZDZIAŁ 19. ZABIEGI O CZYSTOŚĆ; ŚRODKI OCHRONNE PRZECIW OWADOM 609
Wymienia w niej, oprócz szczurów zwykłych i wodnych, nietoperzy oraz żab i ropuch, pospolite i nader liczne karaluchy (IUattci orientalis, asiatiea et laponica), różne bardzo dokuczliwe muchy, pluskwy, stonogi, mole, świerszcze i t. d. Dodajmy do tego w miejscowościach lesistych bąki, pijące krew zwierząt domowych i ludzi, zwłaszcza o ile ci ostatni zajęci są jakąś pracą, nie pozwalającą na ciągłe opędzanie się od natrętów (naprzykład kośbą) Dalej, dodajmy w miejscowościach błotnych i leśno-błotnych komary i drobne meszki. Ilości ostatnich bywają (naprzykład po zapadłych, małoludnych kątach Polesia) tak wielkie, że zdarzają się wypadki uśmiercania przez nie bydła wskutek zapchania nozdrzy, uszu i dróg oddechowych; skądinąd znów słyszymy o zabijaniu przez nie gęsi przez napyehanie się do uszu. Nie zapominajmy wreszcie o różnorodnych pasorzytach ludzkiego i zwierzęcego ciała, a zwłaszcza o niesłychanie rozpowszechnionych wszach i o rojących się poprostu latem pchłach, a będziemy mieli niejaki obraz tego, w jakich warunkach musi żyć tu i owdzie po zapadłych kątach Rusi słowiański włościanin.
<>2l. Rzecz prosta od czasów najdawniejszych próbował on bronie się przeciw napastnikom. Na gryzonie zastawiał pułapki i trzymał po domach koty; pasorzyty tępił codzień własnoręcznie lub wyparzał od czasu do czasu wraz z odzieżą; muchy truł muchomorami albo zastawiał na nie wcale pomysłowe samołówki; od komarów i meszek bronił się przedewszystkiem dymem. Najtrudniejsza była walka z pluskwami i prusakami, wprost rojącemi się nieraz w mieszkaniach. Nawet pchły rozmnażały się niekiedy do tego stopnia, że, znużonemu całodzienną pracą, chłopstwu nie dawały sypiać po nocach.
Walcząc z robactwem, korzystano na Wielko- i Białorusi z panujących tam zimą wielkich mrozów i wymrażano natrętów, wyprowadzając się w najtęższe chłody, albo i na początku zimy, na czas pewien z mieszkania, a okna i drzwi zarobaczywionej izby pozostawiając otworem i nawet wnosząc do niej śnieg. Gdzie indziej, o ile wiemy, nie znał lud tego sposobu, czy też nie umiał się nim posługiwać. To
' Warto tu jako dosadną ilustrację przytoczyć odnośny ustęp z książki Pietkiewicza „Polesie rzeczyckie". „Do trzeciej niewygody (podczas kośby), którą można nazwać plagą, należą całe roje owadów, bąków różnej wielkości, z których najgorsze s 1 ep n i. Napadają na kosiarza podczas roboty, a ponieważ głowa i ręce są w ruchu, więc okrywają mu plecy i piją krew przez koszulę. Przy każdem zatrzymaniu się do naostrzenia kosy odpędza wrogów tą samą łopatką, którą ostrzy kosę, klepiąc siebie po plecach; część krwiożerców wzlatuje do góry, aby po chwili znowu zająć swe miejsce, a część zostaje zabita, o czem świadczą krwawe plamy na białej koszuli. Po kilku dniach plamy krwawe zlewają się w jedną całość, a koszula wskutek zaschnięcia krwi staje się do pewnego stopnia pancerzem przeciwko preklatai zajed z i, którą klnie pocierając się plecami o drzewo po skończonej robocie wieczorem".
Słowian,
C. Moszyński.