są praktykami, których raczej nie powinno się sobie przeciwstawiać, ale które ze względów etycznych powinny się wzajemnie uzupełniać. Jeśli idzie o „dyskurs przemocy”, dyskurs dominują, cy czy obowiązujący, dekonstrukcja, jak już pisałam, uwrażliwia hermeneutykę na istnienie tłumionych w poszukiwaniu sensu marginesów i być może na nieco inne (bardziej „Syzyfowe"] rozumienie nieskończoności wysiłków interpretacyjnych. Z kolei jeśli weźmiemy pod uwagę głos mniejszości, dekonstrukcja nie może konsekwentnie tylko podważać go (demaskować jego „przesunięcie” względem samego siebie), lecz raczej musi także poważnie dopuszczać możliwość jego zgodności z Realnym czy po prostu prawdziwości przekazywanej w nim treści. Myślę, że niezwykle trafnie ujęła to Marta Mizuro:
„Papież” dekonstrukcji od konieczności interpretowania się nie odżegnuje. (...) A jego pisanie podtrzymuje przy życiu: chęć „rozumienia" rzeczywistości, która jest być może „tekstem” albo „fikcją”, albo jeszcze czymś Innym - ale jakaś jest i temu także dekonstrukcja, przy całym swoim nihilizmie, zaprzeczyć nie potrafi25.
108
Rzeczywistość „jakaś jest”, a to oznacza, że zło napraw-d ę może w niej zaistnieć. Dekonstrukcja musi brać to pod uwagę, w przeciwnym razie pozostałaby obojętna na sprawy najważniejsze - na kwestie etyczne.
25 M. Mizuro, Dekonstrukcja jako strategia interpretacji, „Prace Literackie" nr 36, Wrocław 1998, s. 207.
Zacznijmy od podstawowego pytania: co jest tworzywem literatury? Z jaką materią ma do czynienia pisarz czy poeta, tworzący dzieło sztuki literackiej? W jakim materiale realizuje swoją wizję? W czym ją ucieleśnia? Odpowiedź wydaje się oczywista: jest nią słowo, język. Ale odpowiedź ta prowokuje do kolejnych pytań, bo skoro język to system komunikacji posługujący się znakami, należy zapytać o materialność owych znaków językowych, o materię signifiant.
Język literatury występuje w dwóch postaciach: w mowie i zapisie. I chociaż przeważnie obcujemy z literaturą w formie d r u -k u, a zatem z graficznymi znakami utrwalonymi w trójwymiarowym przedmiocie, przechodzimy nad tym materialnym aspektem obojętnie, traktując książkę jak „przeźroczystą fiolę”, w której wnętrzu dopiero dostrzegamy rzeczywistą esencję dzieła1. Bo-
Jak pisał Milton: „Książki zawierają w sobie jak we flaszy najczystszy wyciąg, o potężnym działaniu, z żywego rozumu, w którym mają początek”, J. Milton, Areopagitica, London 1644, red. T. H. Luxon, The Milton Reading Room, March 2002, Trustees of Darthmouth College, http://www.dartmouth. edu/~milton/reading_room/areopagitica/16.03.2006