ROZDZIAŁ XVI
Na śniadanie dostali słodką matę kosido i chleb połowy w takiej ilości jak kto sobie życzył. O siódmej ustawili na szyny kolejowe dwie drezyny, załadowali na nie narzędzia do pracy, prowiant na obiad i ruszyli w pole. Wozy poruszane były korbami ręcznymi po czterech ludzi na zmiany. Kapitasowie stali na przedzie wozów z chorągiewkami w rękach uważając, by się nie zderzyć z pociągiem.
O jakieś dwa kilometry od stacji zdjęli z toru drezyny i przystąpili do pracy. Polegała ona na oczyszczaniu toru z chwastów i równaniu szyn. W miejscach pochyłych odkopywali pokłady i podbijali pod nie żwir i kamuszki. Starszy kapitas przechadzał się tylko wzdłuż toru, pracę prowadził zastępca jego zwany encar-gado. Był nim stary emigrant, rodem z Ki-jowszczyzny, sterany nieludzkim życiem, zniszczony nadużywaniem alkoholu. Policzki miał obwisłe, oczy przekrwawione, głos ochrypły. Mierzył wasserwagą szyny, rozmieszczał robotników, uważał pilnie na przebieg pracy i kursujące pociągi. W postępowaniu z robotnikami był dość ludzki: mówił łagodnie, nie przynaglał do pośpiechu, pozwalał robotnikom palić od czasu do czasu podczas pracy i rozmawiać, co nie wszędzie się zdarzało.
W pewnej chwili, gdy praca nie wymagała szczególnej uwagi, zwrócił się do Dubowika.
— Wy już dawno z domu?
— Nie ma jeszcze pół roku.
— Znaczy się gringo bez reszty. No i cóż tam w Polszczy? Pany duszą raboczy naród?
— Nie wiem jak, gdzie i kogo. Ale mnie nie dusili.
— Chcecie powiedzieć, że w Polszczy dobrze roboczym?
— Dobrze nie jest. Jest dla wielu bardzo źle, ale to nie wina samych obszarników ziemskich. W Polsce teraźniejszej oni już nie mają ani tego bogactwa co dawniej, ani władzy nad chłopami. Po mojemu źle jest, bo kraj zniszczony, pusty skarb, przeludnienie i złe lata, to znaczy, jak to mówią: kryzys. Patrzajcie, tutaj wojny nigdy nie było, a źle.
— To oni na swoją obronę gadają o tym kryzysie. Oni winowaty i nada mds.
— W Rosji już od dziesięciu lat nie ma panów, a jednak nie jest dobrze. Jest nawet o wiele gorzej niż w Polsce.
— A, bo tam są żydzi jeszcze, żydzi i popi. Wy swoi chłopcy więc mogę wam mówić śmiało o wszystkim. Powiadam wam: dopóki się nie wydusi te trzy nasienia — nie będzie na święcie porządku. Tylko samy roboczy naród musi pozostać.
— A co z Jcapitasami będzie? — wtrącił chytrze Kozyr.
— Kapitasy muszą być, ale tylko ci, co z roboczych — odparł po namyśle.
— I po rusku muszą mówić na całym świecie.
— Wot, prawilno skazali. Raz w Rosji to się zaczęło, to jej się to należy. Jeśli chcą od niej swobody się uczyć, to niechaj i języka się uczą. Pogadamy kiedyś z wami o tych rzeczach przy