400 VIII. Miasta
400 VIII. Miasta
cznego podziału pracy i nie ma zaawansowanego podziału pracy bez interwencji miasta. Nie ma też miast bez rynku ani nie ma rynków regionalnych łub krajowych bez miast. Mówi się często o roli miast w rozwoju i różnicowaniu konsumpcji, ale rzadko o fakcie najważniejszym: o tym, że nawet najbiedniejsi mieszkańcy miast muszą zaopatrywać się na rynku i że wobec tego miasto upowszechnia stosunki rynkowe. Tymczasem rynek stanowi linię przecinającą w sposób zasadniczy społeczeństwa i gospodarki. Wrócę jeszcze do tego tematu. Wreszcie miasto oznacza zawsze władzę, która . chroni mieszkańców i jednocześnie narzuca przymus, przybierając zresztą różne formy i wcielając się w różne grupy społeczne. Gdy zaś władza istnieje poza miastem, nabiera w nim dodatkowego wymiaru i zyskuje pole działania odmiennej natury. Bez miast nie ma wreszcie otwarcia na świat ani handlu z odległymi krajami./
Dlatego mogłem napisać kilkanaście lat temu,2 co podtrzymuję obecnie wbrew dyskretnej krytyce Philipa Abramsa,3 że „miasto jest zawsze miastem”, w czasie i w przestrzeni. Nie znaczy to bynajmniej, że wszystkie miasta są do siebie podobne. Jednakże mimo różnorodnych i oryginalnych właściwości mówią one tym samym podstawowym językiem: prowadzą nieprzerwany dialog ze wsią, który stanowi pierwszą potrzebę życia codziennego, przyjmują ludność napływową, równie im niezbędną jak woda dla koła młyńskiego, dają dowody swej woli, by różnić się od innych miast, sadowią się nieodmiennie w środku sieci mniej lub bardziej odległych powiązań komunikacyjnych, sytuują się przestrzennie w relacji do swych przedmieść i innych miast. Miasto nigdy bowiem nie występuje pojedynczo. Jedne panują, inne są podległe lub nawet zniewolone, tworząc hierarchię zarówno w Europie, jak w Chinach i w innych stronach świata.
Miasto jest anomalią w dziedzinie zaludnienia, stanowi bowiem niezwykłą koncentrację ludzi oraz domów, często stykających się ze sobą ścianami. Nie zawsze musi ono być pełne zgiełku, przypominać „wzburzone morze” ludzkie, jak mówił Ibn Battuta, gdy podziwiał Kair z jego dwunastoma tysiącami nosiwodów i tysiącami wielbłądników oferujących swe usługi.4 Są miasta pozostające jakby w zarodku, a niejedna osada góruje nad nimi liczbą mieszkańców, jak owe olbrzymie, dawne i dzisiejsze wsie rosyjskie czy też rolnicze miasteczka na włoskim lub andaluzyjskim Południu lub jak luźne konstelacje przysiółków na Jawie, po dziś dzień będącej „wyspą wsi”. Jednakże te przerośnięte wsie, nawet jeśli zlewają się ze sobą, niekoniecznie muszą stać się miastami.
Liczba nie jest jedynym wyróżnikiem, gdyż miasto jako takie istnieje
tylko w przeciwstawieniu do niższych form życia niż jego własne i jest to reguła bez wyjątków; nie ruguje tej zasady żaden przywilej. Nie ma miasta ani nawet miasteczka bez swoich wiosek, strzępków przydanego mu życia wsi, którym wmusza ono towary ze swego rynku, każe odwiedzać swoje kramy, używać swych miar i wag, pożyczać pieniądze u swoich lichwiarzy, korzystać ze swych sądów, a nawet ze swych rozrywek. Aby zaistnieć, miasto musi panować nad swoim imperium, choćby bardzo małyrrO
Varzy, obecnie w departamencie Nievre, na początku XVIII wieku liczyło niespełna 2000 mieszkańców. Było to jednak miasto co się zowie, z własną burżuazją: miało tylu prawników, że zachodzimy w głowę, co mieli tam do roboty, nawet pośród niepiśmiennej ludności wiejskiej, zmuszonej korzystać z cudzego pióra. Jednakże ci prawnicy byli także właścicielami ziemi. Inni mieszczanie mieli kuźnie, garbarnie lub handlowali drewnem, korzystając ze spławnych rzek i uczestnicząc w zaspokajaniu ogromnych potrzeb Paryża; niektórzy z nich mieli wyręby aż w dalekim Barrois na wschodzie kraju.5 Jest to typowy przykład miasteczka z Europy Zachodniej, jakich było tysiące.
Dla jasności należałoby sprecyzować określoną dolną granicę wielkości, poniżej której nie można już mówić o życiu miejskim. W tej sprawie nie ma i nie może być zgody, tym bardziej że taka granica jest zmienna w czasie. Dla statystyki francuskiej miasto, nawet dziś jeszcze, to skupisko co najmniej 2000 mieszkańców — taka właśnie była wielkość Varzy około roku 1700. Statystyki angielskie określają tę wielkość na 5000. Kiedy się więc stwierdza, że w roku 1801 ludność miejska stanowiła 25% ludności Anglii,6 trzeba wiedzieć, że gdyby za podstawę przyjęto osiedla liczące 2000 i więcej mieszkańców, procent ten wzrósłby do czterdziestu.
Ze swej strony Richard Gascon twierdzi w odniesieniu do XVI wieku, że „sześćset dymów [czyli mniej więcej 2000 do 2500 mieszkańców] stanowi niewątpliwie dość dobrą dolną granicę”.7 Ja natomiast sądzę, że przynajmniej jeśli chodzi o wiek XVI, jest to granica o wiele za wysoka (być może Richard Gascon dał się zasugerować stosunkowo znacznym rozkwitem miast ciążących w stronę Lyonu). W każdym razie pod koniec średniowiecza w całych Niemczech prawa miejskie miało 3000 miejscowości. Ich średnia liczba ludności wynosiła 400 osób.8 Dla Francji zatem i na pewno dla całego Zachodu (wyjątki potwierdzają regułę) dolna granica statusu miejskiego sytuuje się znacznie poniżej wielkości Varzy. Tak więc Arcis-sur-Aube w Szampanii, gdzie znajdują się magazyny soli oraz arcydiakonat, miasto, któremu Franciszek I zezwolił w roku 1546 otoczyć się fortyfikacjami, na początku wieku XVIII liczyło zaledwie 228 dymów, czyli 900 mieszkańców; Chaource, które miało szpital i kolegium, liczyło 227 dymów w roku 1720, Eroy — 265, Vendeuvre-sur-Barse — 316, Pont-sur-Seine — 188...9