436 VIII. Miasta
Istnieją też miasta cesarskie lub królewskie w dalekiej Azji, wielkie, pasożytnicze, „zniewieściałe”, jak Delhi, Widżajanagar, Pekin lub wcześniej Nankin (choć ten ostatni wyobrażamy sobie zgoła inaczej). Niech nas nie dziwi niezmierna rola władców. Gdy miasto, a raczej pałac, pochłonie jednego z nich, pojawia się nowy i znów podporządkowuje sobie gród. Niech nas także nie dziwi, że miasta te nie umiały odebrać wsi wszystkich jej zajęć rzemieślniczych: są to miasta zarazem otwarte i podległe, ponadto tak w Indiach, jak i w Chinach struktura społeczna przeszkadza w swobodnym rozwoju miast. Jeśli nie stają się one niezależne, to nie tylko z powodu wymierzanych przez mandaryna kar chłosty czy okrucieństw władcy wobec kupców lub prostych obywateli, lecz i dlatego, że społeczeństwo tkwi w ramadi wyznaczonych przez wcześniejsze procesy krystalizowania się jego form^
W Indiach system kastowy już z góry dzieli i rozdrabnia wszelką wspólnotę miejską, ;]V~Chinach kult przodków nie pozwala na powstanie ludzkiego konglomeratu porównywalnego z tym, jaki wytworzyły miasta Zachodu, będące ze swej strony prawdziwymi moździerzami kruszącymi dawne więzy, w wyniku czego wszystkie jednostki odnajdują się na tej samej płaszczyźnie, dopływ imigrantów stwarza zaś środowisko jakby „amerykańskie”, gdzie ludzie miejscowi nadają ton i uczą stylu życia, way of life. Z drugiej strony żaden niezależny autorytet nie reprezentuje miasta chińskiego jako całości wobec państwa ani wobec nieokiełznanej potęgi wsi. To wieś jest w Chinach biegunem żywym, aktywnym i myślącym. Miasto jako rezydencja funkcjonariuszy i wielmożów nie udziela schronienia ani kupcom, ani rzemieślnikom, nie formuje się też w nim żadna zamożna burżuazja. Jeśli taka powstaje, natychmiast myśli o zdradzie własnej klasy, zafascynowana wspaniałością życia mandarynów. Miasta żyłyby własnym życiem albo próbowałyby tego, gdyby jednostka i kapitalizm miały tam pole do działania. Jednakże nadopiekuńcze państwo nie chce się na to zgodzić. Zdarzają mu się co prawda mimowolne chwile nieuwagi: pod koniec XVI wieku wyłania się burżuazja i wybucha gorączka interesów, która najprawdopodobniej przyczyniła się do powstania wielkich kuźnic w pobliżu Pekinu, wytwórni porcelany w Jiangdezhen, a bardziej jeszcze do rozkwitu przemysłu jedwabniczego w Suzhou, stolicy Jiangsu.86 Nie trwało to zbyt długo. Wraz z podbojem mandżurskim rozwiązanie Kryzysu chińskiego miało przynieść kres swobodom miejskim w XVII wiekuTy
Jedynie na Zachodzie szala przechyliła się naprawdę na stronę miast. One zaś dały Zachodowi impuls do rozwoju. Był to, jak już mówiliśmy, niezwykły ewenement, a przy tym jego najgłębsze przyczyny nie są dostatecznie wyjaśnione. Można zadawać sobie pytanie, czym stałyby się miasta chińskie, gdyby dżonki odkryły Przylądek Dobrej Nadziei na początku XV wieku i gdyby w pełni wykorzystano taką szansę podboju świata.
Przez długi czas wielkie miasta istniały tylko na Wschodzie i na Dalekim Wschodzie. Zachwyty Marco Polo potwierdzają ten fakt: Wschód jest wówczas światem imperiów i wielkich grodów. Począwszy od XVI wieku, a najintensywniej w ciągu dwu następnych stuleci, wielkie miasta wyrastają na Zachodzie, poczynają tam odgrywać czołową rolę i umieją jej sprostać ku swej chwale. Europa pokonała więc swe zapóźnienie, zatarła upośledzenie (jeśli było to upośledzeniem). W każdym razie zasmakowała w luksusach i nowych satysfakcjach, lecz zaznała też goryczy wielkich i nazbyt wielkich miast.
Ten wybujały rozwój byłby nie do pomyślenia, gdyby nie regularne postępy
5"^czynione przez państwa: przyłączyły się one do szybkiego pędu miast. Odtąd stolice państw, zasłużenie lub nie, miały być uprzywilejowane. Rywńr lizować też miały między sobą pod względem nowoczesności: to one pierwsze miały chodniki, oświetlenie ulic, pompy parowe, zwarte systemy doprowadzania i rozprowadzania wody pitnej, numerację domów. Wszystko to stało się udziałem Londynu i Paryża w przeddzień Rewolucji Francuskiej._____iii
— Siłą rzeczy te~ mlaśtaj które zmarnowały swoje szanse, pozostały w tyle. Jeśli zdołały zachować bez zmian własne stare formy, rosło prawdopodobieństwo, że niczym się one nie wypełnią. Jeszcze w XVI wieku napór demograficzny działał na korzyść wszystkich miast niezależnie od ich wielkości, zarówno najważniejszych, jak i najmniejszych. W XVII wieku szanse polityczne skoncentrowały się w paru miastach, wykluczając inne; pomimo kiepskiej koniunktury wybrane miasta rosną i nie przestają przyciągać do siebie ludzi i przywilejów.
Londyn i Paryż są w czołówce, ale do tej grupy należy także Neapol, od bardzo dawna uprzywilejowany i liczący już pod koniec XVI wieku 300 000 mieszkańców. Paryż, który francuskie wojny domowe zredukowały do zaledwie 180 000 mieszkańców w roku 1594, prawdopodobnie podwoił liczbę ludności za czasów Richelieugo. Tuż za największymi miastami podążają w ich ślady inne: Madryt, Amsterdam, wkrótce Wiedeń, Monachium, Kopenhaga, jeszcze szybciej Petersburg. Ameryka spóźnia się i nie bierze udziału w tym wyścigu, ale jest jeszcze bardzo słabo zaludniona. Nagły sukces Potosi (100 000 mieszkańców około r. 1600) pozostaje przejściowy, miasto jest tylko obozowiskiem górniczym. Choć Meksyk i Rio de Janeiro