skanowanie0157

skanowanie0157



Konew z wodą ciężka, gnie do ziemi.

„Gdzieś była? do morza chodziła ze dzbankiem, że cię nie było widać? Tu ludzie się wzięli za łby, krzyk, wrzawa, krew i noże... na twoich rękach — krew?”

„Nie, woda. Wodę macie. Siadajcie, spożywajcie. Chleba kromkę dajcie. Drogę mam jeszcze daleką do domu, do jutra”.

Dali jeść, dali pić, dali błogosławieństwo. Z jaskini wyprowadzili, na progu miesiąc stał, anioł błękitny na śmieciach. Niech cię prowadzi.

Wam, starzy, niech Gwiazda świeci i złoto mego pierścienia. Ostatni to pierścień z palca; trzy dawniej miałam obrączki, dziś czyste ręce.

Ostatnie zdjęła kajdanki, złożyła w starki dłonie. Zegnajcie. Gdy się znów obaczym, złoto mnie całą pokryje, będę już cała złota.

Dalej, dalej, gdzie księżyc powiedzie, gdzie tarczą w atrament okienny uderzy!

Biją zegary. „Idź, mówią, czas wielki. W jasnych rozwojach mgieł gwiezdnych król czeka. Czeka ze słowem. Stanie się słowo o północy”.

Gna wygnanka ulicami jak jeleń. W lazurowe głazy dzwoni obcasami jak w stal. Dźwięczy żelazo mostu nad rzeką szklaną. Po wodzie tańczą płomienie, jaskółki furczą. Na skrzydłach leci latawica przed królewski dom.

Sterczy czarne górzysko w księżycu, szczerzą się głazy; trzy razy stuknęła czołem, trzy razy sercem westchnęła. Otwarło się wnętrze góry. Ciemności, strach. —

„Zmiłuj się, królu jasny. Przyszłam do ciebie po słowo, po urok przed nowym rokiem. Promień mi rzuć do otchłani”.

Zamigotało, zabłysło — i zgasło. Wskazało drogę. Tam, w górę! wąską gardzielą. Końca nie widać. Wtem bezdnia światła się w górze rozwarła.

—    Po co? — pyta jaśń w kształt człowieczy i chłonie w głębie. — „Po urok nowy. Po słowo. Zegar rozkazał — wiódł miesiąc”.

—    Duch ma prowadzić.

—    O królu, słuchaj łaskawie. Ducha ci właśnie przywiodłam. Powie ci wszystko. Mnie tai. — O, twoje stopy tak jaśniejące na ciemnoobłocznym łonie Globu! O, twoje stopy, marmur słoneczny! Ustami przypaść, lec, zasnąć —

Nie! w oczy patrzę!

Król słucha. Przybłęda milczy, duch opowiada. Spowiada się ciałem.

Słucha jaśń, promiennej głębi olśniewająca głowa. Nad mgławicą czoła kędzior piorunowy się jarzy. Twarz — płomień biały.

Moc w jaśni pracuje straszliwa.

Podniósł się wzrok, w otchłani światła dwie ciemne czeluście potęgi!

—    Idź. Słowo się stało. Godzina bije. Rok nowy. Och, że iść muszę od słońca w mroczne ulice — och, że snem zasnąć nie wolno u boga stóp

jaśniejących —

och, że tak muszę iść, zawsze iść, wiecznie iść,

315


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
Wyjścia do kina Listy do M Mission Impossible I że Cię nie opuszczę Ghost Rider 2 Dodatkow
skanowanie0002 (133) 224 Od dokumentu do wyznania: o powieści w pierwszej osobie epizodyczny i margi
skanowanie0016 (62) Nlowipólmlornoid służyły wrzucaniu do jednego worka krajów Trzeciego Świata, aby
147 wcipem grenadyera, i tym, że tak prędko ośmielił dzieci do siebie, oświadczyła: że jeżeli nie po
skanowanie0013 (46) i muzyką, wprowadza przecież i tak sporo komplikacji. Naturalne zatem wydaje się
karta 1 i Do każdego zdania ułóż pytanie, tak żeby nie było w nim podkreślonego wyrazu i W i Mic
29 (587) Wszyscy ni i mówili, że dobrze wyglądam i że promienieję. Wróciłam do domu i pomyślałam, że
74 Zdobyć historię. wała się więc także i do obowiązków wierności względem niczego, co by nie było
Do wszystkich chłopaków: -    Jeśli jakaś osoba Cię nie chce to jest to jej sprawa i
Image019401 Ad VI, co do bibljoteki. Zdaje się być udowodnione, że żadnej nie było. Ad VII, co do s
DSCN8178 (2) XXVI CZ. Ł SZKIC DO PORTRETU Kto ty Panie? Bo cię nie znam, ale słyszę, Słysząc twoje w

więcej podobnych podstron