XXVI CZ. Ł SZKIC DO PORTRETU
Kto ty Panie?
Bo cię nie znam, ale słyszę,
Słysząc twoje wierszowanie,
Że ktoś jak runami pisze,
Że ktoś na kształt się proroka Ludziom stawia.
Felietonowy Emilian (Emil Marian Pol) posuwa się dalej: „Litera nie umiera, gockie niech giną, runy niech giną!” (to aluzja do wiersza Słowotwór). Inny felietonista „Gońca” — Sydałw Chochlik, czyli Władysław Dienheim Chotomski — proponuje:
Zaiste! bołesno nam czytać takie konwulsyjne artykuły, które jako zawierające niemało pięknych myśli, warto by było na język polski przełożyć.
Tenże Chochlik w nrach 75 i 76 „Gońca” podejmuje polemikę z Promethidionem:
słowa dla nas nie są bynajmniej testamentami czynu, ale wyrazami, kolorami, farbami, tonami muzycznymi wreszcie [...]. Komu to dostatecznym, prosimy ze sobą w drogę lub na bezdroża; a kto nie chce z nami, temu piękny ukłon i pozdrowienie, bo nie bardzo lubimy innych towarzyszy w naszych wycieczkach.
Po tej odprawie nazwisko poety zniknie ostatecznie z kart „Gońca”; jeszcze tylko w nrze 209 pojawi się w peanie Klaczki na cześć Lenartowicza szydercza aluzja:
Och! co to za wiersz, mój Teofilu! Jakaż to w nim prostota i jakaż wielkość, jakaż prawda i jakaż sztuka zarazem! To prawdziwy fenomen w czasach, które tylko wydają Promethidiony, Zwalony i inne androny!
Po takim przyjęciu trudno się dziwić rozpaczliwym gestom poety, jak np. w liście do Władysława Bentkowskiego (st. poczt. 4 marca 1851, PWsz VIII130): „■— wszystko ma swój koniec — czas jest, abym odszedł”; dowiadujemy się przy tym — z listu do Józefa B. Zaleskiego z ok. 8 stycznia 1852 — „dwóm
braciom pomagam pracą rąk moich” (PWsz VIII 148). I nie dziw, że wyrywa się westchnienie: „...ciężki chleb!... ciężki to jest chleb Emigracja! [...] Gorzki to chleb jest Polskość...” (PWsz VDI 151, 152).
Do rozczarowań na różnych polach działalności publicznej dojdzie w tym czasie jeszcze jedno; oto w ówczesną jego szamotaninę wdziera się tajemniczy list od dawnej przyjaciółki — Marii Trębickiej. Odpowiada nań w drugiej połowie stycznia 1852 (PWsz VIII 300: list błędnie włączony pomiędzy teksty z r. 1856)... oświadczynami: „mogę już oddać tylko wszystko, co jest niestety! mniej niż mało — albo nic”. Trębicka wyjaśniła poecie omyłkę, jaką popełnił odczytując towarzyską formułkę, iż „o przyjaciołach należy się dowiadywać od nich samych”12, co Norwid zrozumiał zbyt romansowo, i zapewne przeprosiła go, rozwiewając równocześnie jakiekolwiek jego nadzieje na małżeństwo. Na te wyjaśnienia Marii odpowiedział poeta pięknym wierszem, zaczynającym się od słów: „Smutną zaśpiewam pieśń” (PWsz I 257). Serdeczna wzajemna przyjaźń trwała nadal, jak świadczyć może list do Marii Trębickiej z sierpnia 1852 (PWsz VIII 181-183) i cały cykl wspaniałych listów z Ameryki (PWsz VHI 191-194; 196-198; 203-215). Warto przy tym pamiętać, że sprawa romansu Norwida z Mąrją Trębicką jest równie niejasna, jak jego związki z Marią Kalergis. Serdeczne i prawdopodobnie wzajemne uczucie, jakim darzył Trębicką, dało jej pozycję po-wierniczki serca poety już w okresie berlińskim (r. 1845), jak o tym mówią listy do niej (PWsz VIII 16—26) i właściwie — z przerwami —- aktualną do r. 1856, później słabnącą, aż wreszcie całkowicie porzuconą około r. 1858 (latem 1859 Maria wyszła za mąż za Felicjana Faleńskiego, szkolnego kolegę Cypriana). Być może, w jakimś związku z odmową Trębickiej
12 Por. uwagi M. Grzędzielskiej we Wstępie do: F. Faleński, Wybór utworów, oprać. M. Grzędzielska, Bibl. Nar., S. I, nr 202, Wrocław 1971, s. XVI.