XXVI CZ. I: SZKIC DO PORTRETU
Specjalne miejsce należy się tu «Gońcowi Poznańskiemu», który w 383:1 r. szeroko otwarł swoje łamy dla poezji i publicystyki Norwida, ale i dla napaści na nie. Pod nagłówkami „gawęd" i „listów" rozwinęli satyryczne talenty poznańscy felietoniści: Ich zarzuty nie wnoszą w zasadzie nic nowego do modelu negatywnej opinii o Norwidzie. Oryginalny jest jedynie może kontekst: opłakiwanie ogólnego upadku literatury, a szczególnie emigracyjnej, która „same tylko potworne wydaje dzieła”, jak stwierdza w nr. 59 K-O (Julian Klaczko). Dziełom Norwida przykleja się etykietki: „błędny, ognik”, „hieroglify”, „runy”; w nr. 25 zaatakowano poetę parafrazą utworu Słowackiego Odpowiedź na „Psalmy przyszłości”:
Kto ty Panie?
Bo cię nie znam, ale słyszę.
Słysząc twoje wierszowanie.
Że ktoś jak runami pisze.
Że ktoś na kształt się proroka Ludziom stawia.
1 Felietonowy Emilian (Emil Marian Pol) posuwa się dalej: *Litera nie umiera, gockie niech giną, runy niech giną!” (to aluzja do wiersza Słoworwór). Inny felietonista «Gońca» — Chochlik, czyli Władysław Dienheim Chotomski — proponuje:
Zaiste! bolesno nam czytać takie konwulsyjne artykuły, które jako zawierające niemało pięknych myśli, warto by było na język polski przełożyć.
Tenże Chochlik w numerach 75 i 76 «Gońca» podejmuje polemikę z Promethidionem:
słowa dla nas nie są bynajmniej testamentami czynu, ale wyrazami, kolorami, farbami, tonami muzycznymi wreszcie [...]. Komu to dostatecznym, prosimy ze sobągHłpyrogę lub na bezdroża; a ktcrmie chce
z nami, temu piękny ukłon i pozdrowienie, bo nie bardzo lubimy innych towarzyszy w naszych wycieczkach.
Po tej odprawie nazwisko poety, zniknie ostatecznie z kart «Gońca»; jeszcze tylko w numerze 209 pojawi się w peanie Klaczki na cześć Lenartowicza szydercza aluzja:
Och! co to za wiersz, mój Teofilu! Jakaż to w nim prostota i jakaż wielkość, jakaż prawda i jakaż sztuka zarazem! To prawdziwy fenomen w czasach, które tylko wydają Promethidiony. Zwolony i inne androny!
Po takim przyjęciu trudno się dziwić rozpaczliwym gestom poety, jak np. w Liście do Władysława Bentkowskiego (st. poczt.
4 marca 1851, PWsz VIII 130): wszystko ma swój koniec —
czas jest, abym odszedł”; dowiadujemy się przy tym — z Listu do Józefa B. Zaleskiego z ok. 8 stycznia 1852 — „dwóm braciom pomagam pracą rąk moich” (PWsz VIII 148). I nie dziw, że wyrywa się westchnienie: .. ciężki chleb!... ciężki to jest chleb
Emigracja! [...] Gorzki to chleb jest Polskość...” (PWsz VIII 151, 152).
Do rozczarowań na różnych polach działalności publicznej dojdzie w tym czasie jeszcze jedno; oto w ówczesną jego szamotaninę wdzieraj się tajemniczy list od dawnej przyjaciółki — ~Marn lrębickiej. Odpowiada nań w drugiej połowie stycznia T832~(PWsż~'VlII 300:.. list'błędnie'włączony pomiędzy teksty z r. 1856)... oświadczynami: „mogę już oddać tylko wszystko, co jest niestety,! mniej niż mało — albo nic”. Trębicka wyjaśniła poecie omyłkę, jaką popełnił odczytując towarzyską formułkę, ,iż „o przyjaciołach należy się dowiadywać od nich samych” *2, co Norwid zrozumiał zbyt romansowo,
12 Por. uwagi M. Grzędzielskiej we Wstępie do: F. Faleński. Wybór utworów, oprać. M. Grzęd zielska, Bibl. Nar., S. I Nr 202, Wrocław T971, s. .XVI.