XXX CZ. !: SZKIC DO PORTRETU
Chodzi tu o skaleczenie, jakie przytrafiło się poecie przy rąbaniu drew na opał; dokładniej o tym w Liście do Józefa B. Zaleskiego z sierpnia—września 1854 (PWsz VIII 225): „zraniłem tak prawą rękę drzewem jadowitym że leżałem,
niezdatny do niczego, jęcząc”.
Śle list za listem do znajomych i- przjjaciół w Europie z prośbami o dopomożenie mu w wydostaniu się z Ameryki; myśli nawet o udaniu się... do Polski! Na krótko przed opuszczeniem Ameryki w Liście do ks. Jełow-ickiego z 18 maja 1854 pada rozpaczliwe zdanie: „Co mam czynić. — gdzie umrzeć?” (PWsz VIII 216). Nareszcie — dzięki znajomości z księciem Marcelim Lubomirskim, który również miał już dość Ameryki — 24 czerwca 1854 r. na'pokładzie parostatku „Pacific” odpływa do Europy. Na początku lipca jest już w Liverpoolu, a potem w Londynie, gdzie spędzi lato i jesień tego roku.
| Dlaczego opuścił Amerykę?
skąd też i dlatego wyjechać musiałem, iż w taką popadłem melancholię, która mało mię od obłąkanego odróżniała. (List Bo Michała Kleczkowskiego z114 lipca 1854. PWsz VIII 221)
Jak gorzkie musiało być to doświadczenie, świadczy nie tylko ten list. kończący się dramatycznym stwierdzeniem: „w niczyje już na świecie serce nie wierzę” (PWsz VIII 222).
Przyczyny wyjazdu do Ameryki, a także pobudki powrotu do Europy najpełniej tłumaczy List do Józefa B. Zaleskiego z sierpnia—września 1854 (PWsz VIII 223—229).
Plon artystyczny wyprawy za Ocean był stosunkowo skromny: kilka wierszy lirycznych, dwa poematy ^pisana w czasie powrotu Szczęsna i powstały tuż po powrocie zza Oceanu Epimenides — ale doświadczenia, wyniesione z tej. „pauzy w życiu”, ciągle owocowały na różnych polach myśli Norwida. Amerykański epizod przyniósł nade wszystko ostateczne sformułowanie jednej z fundamentalnych myśli-poety, wyrażone m. in, w tymże liście:
powoli, powoli wszyscy my stajemy się osobami albo raczej osobistościami parabolicznymi — co więc gdzie indziej jest plotką, ideą. wyobrażeniem politycznym, gawędką itp., to często u nas jest już nieledwie rzeczą i parabolą żywą. {PWsz VIH 224)
Ta myśl pozwoli poecie dziesięć lat później sformułować wezwanie: vade mecum! (chodź ze mną!), w czym znajdujemy nawiązanie do idei „żywej paraboli”. Nieumiejętność przystosowania się, a także zwyczajny pech, które prześladowały Norwida od dawna, w połączeniu z dojmującą nostalgią, chorobliwym smutkiem i zupełnym osamotnieniem, a przy tyra dobra jego znajoma — bieda — kazały mu wrócić do Francji, do „swoich”:
Zgrzeszyłem zaiste, gdym się uniósł, opuszczając Francję, kiedy nas za niepotrzebny i szkodliwy podrzutek i pasożytnicze ziele uważano: trzeba było nie mieć tej obraźliwości. wszelako mógłżem zgadnąć, iż jeśli przyjadę tu pracować, skaleczę rękę rąbiąc drzewo, a następnie usychać będę. jako usycham. (List do Aleksandra Jełowickiego z 18 /naja .1854. PWsz VIII 216)
Tymczasem w kraju jego nazwisko trafiło na marmurowy obelisk, wzniesiony w Kielcach przez tutejszego mecenasa nauki i sztuki Tomasza Zielińskiego (1802— 1858), który we własnym dworku utworzył muzeum sztuki (rozgrabione przez Rosjan po upadku Powstania Styczniowego). Obelisk szczęśliwie ocalał i do dziś głosi sławę Norwida Oto przesłanie monumentu:
Pamiątce, czci i chwale ziomków, którzy w pierwszej połowie XIX stulecia zajaśnieli nauką i sztukami, przez co sobie niepożytą sławę, a ziemi ojczystej zaszczyt przynieśli — poświęcono w maju 1854 roku.
Wśród pięćdziesięciu wybitnych Polaków, pogrupowanych według następujących dziedzin twórczości: „malarze, rysownicy i rytownicy; rzeźbiarze i medaliery; muzycy; budowniczowie i inżyniery”. jako rzeźbiarz widnieje C^prjan Norwid. Znalazł się tu na pewnonnieprzypadkowó~i od razu w świetnym tewa-