VIII CZ. I: SZKIC DO PORTRETU
i po dramatycznych perypetiach powrócił w 1870 r. do Warszawy, gdzie umarł w przytułku 23 grudnia 1881. Ludwik obdarzony był talentem literackim; drukował m.in. w ,bibliotece Warszawskiej”, w „Kurierze Warszawskim”; niekiedy mylono obu braci, przypisując np. rzeźbiarskie osiągnięcia Cypriana — Ludwikowi. Nie były to jedyne kłopoty, na jakie Ludwik naraził młodszego brata, który z serdeczną naiwnością starał się osłaniać przed obcymi dobre imię starszego brata. Po śmierci Ludwika w liście do Edwarda Jaksy Bykowskiego (st. pocz. 10 października 1882) kołoryzuje tak oto; „to był szlachetny człowiek, który wszystko przez szeroką swoją dobroć stracił” (PWsz X 184).
Cypriana łączyła z rodzeństwem silna więź rodzinna i choć losy rozproszyły całą czwórkę po różnych miejscach Europy, choć różnili się w wielu kwestiach, więź ta trwała niemal do ostatnich dni ich życia. Cyprian przeżył Ludwika o półtora roku, drugiego brata — Ksawerego — o blisko dwadzieścia, a Pau-linę — ukochaną siostrę — o ponad dwadzieścia lat. Ostatnie miesiące życia poety były całkiem samotne; z bliskiej rodziny żyła jeszcze tylko bratanica — nie znająca stryja — Maria, późniejsza Łempicka (żyjący do dziś krewni poety wywodzą się z tej linii — ze związku Ksawerego z Zofią z Sobieskich 1° voto Komierowską)1.
Dzieciństwo. W Białych kwiatach powie poeta o tej dobie i tej ziemi, gdzie się urodził, że były „powszednie”, „proste”, „bezpoetyczne”. I mimo że jego życie — dziś oglądane — wydać nam się może malownicze, uderzająco „poetyczne” i „skomplikowane”, to sam tak osądził: „urodziłem się —- na prostej, bezpoetycznej [...} równej jak piaski ziemi” (PWsz VI 192). O miejscach, w których żył, powie: „nijakie”, ale:
Błogosławiony i szczęśliwy pisarz, który prawdziwej patetyczności bezbarwne słowa zna i strzeże [...] lubo często te nieledwo wcale od nas zależeć nie zdają się. (PWsz VI 195)
Bezbarwność, nijakość, prostota będą w życiu tego pisarza odgrywały bardzo ważną, acz nie zawsze upragnioną — pozytywną i negatywną — rolę; były to „mianowniki życia” jednego z tych, którzy, rzuceni na szerokie drogi ówczesnego świata, doświadczali egzystencji tułaczej we wszelkich jej odmianach. Życie Norwida przypadło na czas nieustannego upływu sił żywotnych narodu, głównie na skutek klęsk polityczno-militarnych i kryzysów ekonomiczno-gospodarczych. To były też czasy zasadniczych przemian (w niejednym bardzo pożytecznych) społeczeństwa na progu cywilizacji przemysłowej, która — u nas — dopiero kształtowała swoje siły. Epoka napiętnowana też styg-matem przejściowości, nietrwałości, niepewności; wynosząca jednych na szczyty, strącająca innych w przepaść lub przynosząca jedno i drugie w losach jednostek, grup, państw... Czas rozkładu tradycyjnego systemu wartości, któremu towarzyszą gorączkowe poszukiwania i odkrycia wartości nowych i — najczęściej — efemerycznych, takich jak liberalizm, postęp, emancypacja itd. Równocześnie jest to epoka, która na nowo poszukuje i odnajduje drogowskazy w tradycji starożytnej i chrześcijańskiej; rozczytująca się w Biblii i Ojcach Kościoła, w Homerze i Dantem... Czas ostatecznego upadku Państwa Kościelnego (20 września 1870) i ogłoszenia przez papieża urbi et orbi, iż jest on jedynie „więźniem Watykanu” (maj 1871). Epoka, w której programowej „śmierci Boga” (ateistyczny humanizm) towarzyszy niezwykły rozkwit religijności.
W niezbyt klarownej pod względem gatunkowym i faktograficznym [Autobiografii artystycznej] (PWsz VI 556) Norwid pisał o sobie, że przyszedł na świat: „kiedy w Grecji umierał Noel Byron” (w rzeczywistości Byron zmarł 19 kwietnia 1824; Norwid miał wtedy trzy lata), i dodawał: „z tych dwóch spółczesnych zdarzeń nie wie dotąd, które jest smętniejszym?!”
Por. ustalenia J. W. Gomulickiego w komentarzach PWsz X 391. Zob. P. Chrzczonowicz, Wspomnienie o Jerzym Kozarzewskim, poecie, prawnuku Norwida, „Studia Norwidiana” 1997-1998, nr 15-16.