uv CZ. i: SZKIC DO PORTRETU
[z lotu ptaka — J. F.J świat ducha Dla smakoszów intelektualnych, znających się na wytworności wyrobów umysłowych, był to wytrysk diamentów, z których każdy w promiennym łonie zawierał myśl.
Niestety, ten entuzjazm nie tylko nie rozgrzał „obojętnej większości”, lecz nawet obudził starych przeciwników. Rzecz wycisnęła z pióra Dra Omegi (pseudonim Kraszewskiego), redaktora wychodzącego w Dreźnie pisma „Tydzień”, prawdziwy pamflet (w nrze 1 „Dodatku” do „Tygodnia”, 1870). Na tle rozważań sumujących „cały” dorobek Norwida Dr Omega tak ocenia Rzecz o wolności słowa:
Nic lepiej nie objaśnia Norwida poety nad Norwida artystę: w obu jeden charakter i znamiona, jedna wybujałość żądzy, pragnienie stworzenia i tworzenia bezsilność. W obu jedna form nieczystość, niepewność linii, często niezgrabstwo kształtu [...], całość równie ułomna, niedoszła, poroniona [...] w obu ciemności więcej niż światła [...]. Nie żądajcie, byśmy opowiedzieli treść poematu, jest to coś, co się pochwycić nie daje, nad czym można pisać komentarze, ale prawdą a Bogiem, co jest tylko ułamkowo bardzo niekiedy pięknym, a jako całość tylko wielce dziwacznym [...]. Podnieść brak jasności, logiki, porządku, ładu do systematu, jak Norwid, pod pozorem, że to są znamiona jeniuszu niedosięgniętego przez profanum vulgus {zwyczajnych profanów, ignorantów -i— J.F.] — może być pozornie umotywowanym, jest w istocie szkodliwym i bałamutnym.
Tak więc poemat o wolności słowa i pozostały dorobek Norwida to „rumowisko” myśli. „Babel słów często niezrozumiałych”, „twórczy chaos”; takie plony rodzi „Bóg-ruina — Norwid”.
Wkrótce i „Czas” (1870, nry 79, 80, 82) dołączył do „starej szkoły” norwidystycznej: „poeta puścił się szlakami historii i apokaliptycznej symboliki, i dziwacznej etymologii”. Rzecz o wolności słowa jawi się w sprzecznościach:
Wiele tu zdrowych, głębokich nawet myśli w tym poemacie; są miejsca gładko oddane, lecz to są oazy w tej tebaidzie zasianej potłuczonymi kamieniami pobranymi z różnych gmachów starożytnych i nowożytnych... Czytelnik doznaje trudu — a on przywykł, żeby dlań czytanie nie było trudem, lecz miłą rozrywką.
Wiwatami przyjęta „historia duszy ludzkości , słowa”, ukazawszy się w druku — zmienia się w „ruinę” lub cv» najwyżej „piękną fikcję”: „Fikcja o pegazie w jarzmie mogłaby tu służyć za sens moralny”, powiada publicysta „Czasu” (nr 85).
Zdumiewające, jak łatwo zachwyt przeradza się we wzgardę.
A może rzeczywiście współcześni Norwida cenili bardzo wysoko jego publiczne wystąpienia oratorskie i deklamacyjne, a nie umieli wykrzesać ani iskierki entuzjazmu dla jego drukowanej poezji? Można by sądzić, że poeta przyciągał słuchaczy, nie mógł jednak pozyskać czytelników; przypomnijmy relację „Czasu” (1869, nr 117) na temat odczytu-deklamacji Rzeczy:
Tak pod czarem wymowy, pod urokiem poetycznych obrazów, porównań i przenośni, wypowiedzianych z mistrzowską sztuką, czuli i obojętni słuchacze, z ciągle wzrastającym zajęciem, słuchali do końca.
Po burzy wokół Rzeczy o wolności słowa nastała znowu cisza w prasie krajowej i zagranicznej, przerywana od czasu do czasu mniej czy bardziej zdawkową uwagą, mniej lub bardziej uszczypliwą aluzją24.
Na to dziesięciolecie przypadają dwie interesujące znajomości poety z kobietami — z Zofią Węgierską i Marią Sadowską. Zofia Węgierska (ok. 1820-1869) była osobą znaną w kręgach literackich w kraju i za granicą: m.in. z jej inspiracją wiąże się poemat Juliusza Słowackiego Dzieje Sof os i Heliona; prototypem Sofos była Zofia; to artystyczny ślad ich wrocławskiego spotkania25. Po śmierci męża — działacza konspiracyjnego — od 1849 r. stale mieszkała w Paryżu. Utrzymywała się głównie
24 W „Przeglądzie Lwowskim” 1871, poszyt 1: „Bohdan Zaleski wyjęknął nowennę [...] a za nim dziwaczny, ale często głęboki Norwid”. W „Bibliotece Warszawskiej” 1872, t. IV — uwagi o Norwidowskim przekładzie Odysei. W „Gazecie Narodowej” 1873, nr 273. W „Przeglądzie Tygodniowym” 1876, nr 52 i w in.
25 Zob. studium B. Zakrzewskiego Wrocławska Sofos, „Pamiętnik Literacki” R. LXIII: 1972, z. I.