miasta człowieka zwane «duszą» i «bytem» zostaną zdekonstruowane”. Ma to być już nie tylko koniec Zachodu, lecz kres wszelkiej cywilizacji. Większość z tego to moda, gra słów popychająca myśl do absurdu logiczności. Podobnie jak złośliwe żarty dadaistów lub surrealistów, postmodernizm pozostanie - o ile nie ulegnie w ogóle zapomnieniu -jedynie przypisem do historii kultury.
Postawa postmodernistyczna ewoluująca w drugim kierunku pociąga jednak poważniejsze konsekwencje. W imię wyzwolenia, erotyzmu, wolności popędów itp. dostarcza psychologicznego narzędzia zbrodni na wartościach i wzorach motywacyjnych „normalnego” zachowania. Na tym właśnie polega znaczenie doktryny postmodernistycznej, występującej w bardziej codziennych szatach. Oznacza to bowiem, iż stoimy u progu kryzysu wartości warstw średnich.
Śmierć światopoglądu mieszczańskiego
Światopogląd mieszczański - racjonalistyczny, empiryczny, pragmatyczny - zdominował w połowie XIX w. nie tylko strukturę techniczno-ekonomiczną, ale również kulturę, zwłaszcza porządek religijny i system edukacyjny, wpajający dzieciom właściwe motywacje. Triumfował wszędzie. Przeciwstawiali mu się w dziedzinie kultury jedynie ci, którzy pogardzali jego antyheroizmem i antytragizmem oraz uporządkowaną postawą wobec czasu.
Jak widzieliśmy, ostatnie sto lat było świadkiem wysiłku kultury antymieszczańskiej zmierzającej do uniezależnienia się od struktury społecznej poprzez, po pierwsze, zaprzeczenie wartościom mieszczańskim w dziedzinie sztuki, a po drugie - wykrawanie enklaw, w których bohema i awangarda mogły wieść żywot zgodnie z własnym stylem życia. Pod koniec ubiegłego stulecia awangarda zdołała uzyskać własną „przestrzeń życiową”, a w latach 1910- 1930 przeszła od ofensywy przeciwko kulturze tradycyjnej.
Modernizm zwyciężył zarówno doktrynalnie, jak i w narzucaniu stylu życia. Jego triumf oznacza rządy anlyinstytucjonalizmu w kulturze. W sztuce, na poziomie doktryny estetycznej, nieliczni tylko przeciwstawiali się koncepcji nieograniczonego eksperymentu, pełnej wolności, nieskrępowanej wrażliwości, wyobraźni niepodatnej na racjonalną krytykę. Awangarda już nie istnieje, nikt bowiem w naszej postmodernistycznej kulturze nie broni dziś porządku czy tradycji.
Istnieje tylko pęd do nowego - znudzenie zarówno tym co stare, jak i nowym.
Tradycyjna mieszczańska organizacja życia - jej racjonalizm i trzeźwość - ma dziś w kulturze niewielu obrońców; nie odznacza się też żadnym ustalonym systemem znaczeń kulturowych czy form stylistycznych, cieszących się intelektualnym czy kulturowym szacunkiem. Kto zakłada - jak to czynią niektórzy krytycy - że mentalność technokratyczna zdominowała porządek kultury, ten po prostu zamyka oczy na wszelkie dostępne świadectwa. Mamy dziś do czynienia z kompletną rozbieżnością kultury i struktury społecznej, a w przeszłości tego rodzaju rozbieżności torowały zazwyczaj drogę rewolucjom społecznym. j
Nowa rewolucja już się rozpoczęła i to w dwojakim sensie. Po pierwsze, autonomia kultury osiągnięta w sztuce zaczyna przenikać do życia codziennego. Postmodernistyczna postawa domaga się, by to, co uprzednio rozgrywało się tylko w fantazji i wyobraźni, zaczęło naprawdę dziać się w życiu. Różnica między sztuką a życiem znikła. Wszystko, co dozwolone w sztuce, staje się dozwolone również w życiu.
Po drugie, styl życia uprawiany uprzednio przez niewielką cenacle, obojętne czy była to chłodna maska Baudelaireki czy wściekła halucynacja Rimbauda, naśladowany jest dziś przez wielu i dominuje w kulturze. (Nawet jeśli w społeczeństwie jest to mniejszość, jest to mniejszość znacząca.) Ta zmiana skali nadała kulturze lat sześćdziesiątych jej szczególny rozmach. Styl życia bohemy ograniczony niegdyś do wąskiej elity, odgrywany jest dziś na ekranie mass mediów.
Obie te zmiany łącznie przyczyniają się do wznowienia napaści „kultury” na „strukturę społeczną”. Kiedy ataki takie podejmowano niegdyś - przypomnijmy surrealistyczną propozycję Andre Bretona z lat trzydziestych, by wieże Notre-Dame zastąpić ogromnymi szklanymi butlami, jedną wypełnioną krwią, a drugą - spermą, i aby sam kościół stał się szkołą seksu dla dziewic - traktowano je jako niewybredny żart społecznie licencjonowanych wariatów. Ale rozpowszechnienie się kultury hipisowsko-narkotyczno-rockowej (i „nowej wrażliwości” czarnego humoru oraz przemocy) podważa strukturę społeczną, uderzając we wspierający ją system motywacyjny. W tym sensie kultura lat sześćdziesiątych miała szczególny i być może historyczny sens, zarówno jako koniec, jak też jako początek.
89