Nic nie odrzekłem, bo i cóżbym mógł? Jakże poniechać tych oczu, twarzy w dziwnych stopniałej uśmiechach, trzebaby całych godzin zwierzeń, całych godzin, aby przeniknąć, odkryć ich ukryte niebo i nie zgubić się; czysta głębia tak uwodzi...
„Naucz mnie swoich zabaw, lubię je, już czuję,
obaj będziemy grać, a każdy spróbuje
grać w sobie samym, niechże będą tajemnicze.”
I poszliśmy tak obaj ku innym przygodom, przez drogi, co na inne, ciemne zbocza wiodą, a przez bory—w tych oczu pustkowia dziewicze.
„Ach, jak na serce dziecka, gorące jest twoje!
Czyżbyś już poznał miłość?”
„Oszalałeś chyba!
Czy chcesz wierzyć, że łatwo tobie się odkrywa serce tak oddalone, tak cierpkie napoje znające, serce dziecka co błądzi?”
„Nam trzeba
szukać złota, bo wody podmyły równiny, podziemne rzeki złoto falą przewoziły, słychać jeszcze jak nisko ich szum się rozlewa:
Tak ubogim nie wolno ruszać w kraje obce, trzeba ryć przez noc całą, ryć, drążyć z rozpaczą ku złotu”.
Coraz ciemniej, mrol* już gęstnieć zaczął, więc rzędem obnażaliśmy białe grobowce zgubione dawno, dawno, w zapomnienia pyle,
(zapewno przypominasz dziwaczne nazwiska na ostatnim i króla zatarte profile) na nich złota moneta samotników błyska,
z napisem, co jest jakby modlitwa scytyjska, a zaklęć w jednem słowie, któż odgadnie, ile...
Mieliśmy nad głowami wysokie ogrody, strumieniami spływały śniegi topniejące:
To ja odkrywam w sobie czas mojej pogody,
jeżeli ty nie jesteś tylko sennym gońcem
moich marzeń, przechodniem, co stąpa po cieniach.
Ale wędrując ciemną chmurą moich źrenic widziałeś może gwiazdę, obok ptaka śpiącą, gwiazdę łagodnych toni, podwodnych ramienic, niech będzie twojem światłem, jeżeli ją trącisz, przechodząc moim śladem, śladem mego cienia.
„Chory jestem i czuję wielki zawrót ciała, może to księżycowa febra się zaczyna, przez to, że pełna marzeń była noc dziecinna, o mało nie umarłem...”
O świcie huczała
zawieja, trzeba było, ażebym go niósł, abym kradzione złoto wydał na lekarstwa, bo blade niebo taki budziło w nim mróz, jak księżyce, niebieskie nieodkryte miasta...
Mówią mu: „Ty masz wielką gorączkę, ten płynny żar źrenice ci objął od niedawna chyba, to jest dziwna choroba, co u dzieci bywa, w twoich oczach zmienionych prześwieca świat inny, niż w jego, niż w ich..” I wytężałem oczy,
45