130
przed sobą i innymi, ii grzech »nie ma już nad nią władzy*. Mimo zasadniczego znaczenia samoświadomości poprzez uczucie zachowano tu jednak świętą, zorientowaną na prawo przemianę. Tam, gdzie Wesley walczył przeciwko tendencjom swego czasu, ożywiał tylko starą purytańską ideę, według której dzieła nie są realną, lecz tylko poznawczą podstawą stanu łaski — a i to tylko wtedy, gdy są czynione dla chwały Bożej. Samo przekształcenie (czego doznał na sobie samym) jeszcze nie wystarczało; musiało do tego dochodzić poczucie stanu łaski. On sam określał czasem dzieła jako »warunek« łaski. W deklaracji z 9 sierpnia 1771 roku akcentował, że kto nie dokonuje dobrych dzieł, ten nie jest prawdziwie wierzącym. Metodyści podkreślali ciągle, że różnią się od oficjalnego Kościoła nie tylko doktryną, ale i rodzajem pobożności. Znaczenie »owoców« wiary uzasadniano nąjczęściej przytaczając I Jan 3, 9, przy czym przemianę uznawano za wyraźny znak odrodzenia. Mimo tego wszystkiego występowały jeszcze trudności. Dla metodystów, będących zwolennikami predestynacji, przeniesienie certitudo sa-lutis z obszaru ascetycznego trybu życia (a więc ciągłego sprawdzania w życiu stanu łaski) na bezpośrednie odczuwanie tego stanu (jako że wtedy z jednorazową walką pokutną łączyła się pewność perseverantia [wytrwałości]), oznaczać mogło dwie rzeczy. Albo, u ludzi słabych, antynomistyczną interpretację »wolności chrześcijanina*, a więc załamanie się metodycznego sposobu życia, albo — tam, gdzie tę konsekwencję odrzucano — osiągającą niebotyczne wyżyny pewność siebie osoby świętej, stanowiąca emocjonalny szczyt typu purytańskiego. Tym skutkom próbowano przeciwstawić się, akcentując pod wpływem ataków przeciwników, niezbędność sprawdzania się i normatywne znaczenie Biblii140. Z drugiej jednak strony właśnie
140) Na konferencji w 1770 r. Już pierwsza konferencja w 1744 r. uznała, że słowa w Biblii -o w los. dotykały z jednej strony kalwinizmu, z drugiej zaś antynomizmu. Przy całej ich niejasności nie chciano się dzielić z powodu różnic doktrynalnych, dopóki było utrzymywane znaczenie Biblii jako normy praktycznej.
niezbędność sprawdzania się doprowadziła do wzmocnienia an-tykalwińskiego kierunku Wesleya w obrębie ruchu, który głosił możliwość utracenia stanu łaski. Silne wpływy laterańskie, na które za pośrednictwem wspólnoty braci narażony był Wesley1*1, wzmocniły ten kierunek, powodując pewne niezdecydowanie religijnej orientacji etyki metodystycznej1®. W rezultacie konsekwentnie utrzymano tylko pojęcie regeneration — uczuciowej pewności zbawienia, występującej jako bezpośredni owoc wiary — jako niezbędny fundament i uświęcenie. Jego konsekwencją było uwolnienie z mocy grzechu oraz odpowiednio pomniejszone znaczenie zewnętrznych środków do osiągnięcia stanu łaski, zwłaszcza sakramentów. 1 za każdym razem generał awakening metodystów oznacza wszędzie (także w Nowej Anglii) wzmocnienie nauki o łasce i wybraniu do niej.
Metodyzm jawi się więc w naszym kontekście jako twór o równie co pietyzm nietrwałych fundamentach etycznych. Ale także i jemu dążenie do higher lift, do »drugiego pobłogosławienia", służyło jako pewien surogat idei predestynacji. Jego, wyrosła na gruncie angielskim, praktyczna etyka zorientowana była całkowicie na zasady tamtejszego Kościoła refomowanego, którego revival był przecież oczekiwany. Emocjonalny akt nawrócenia sprawdzano metodyczn i^e Kiedy zaś został już osiągnięty, nie dochodziło do pobożnego radowania się wspólnotą z Bogiem (jak w uczuciowym pietyzmie Zinzendorfa), lecz zbudzone uczucie kierowano natychmiast na tory racjonalnego dążenia do doskonałości. Emocjonalny charakter religijności nie
141) Od hermhutc zyków dzieliła metodystów nauka o możliwości bezgrzesznej doskonałości, którą odrzucał zwłaszcza Zinzendorf. Z drugiej strony Wesłey widział w elemencie uczuciowym religijności herrnhutczyków “mistykę*, zaś poglądy Lutra na »prawo- nazwał -bluźnier-stwem-. To ukazuje nam bariery dzielące w luteranizmie każdy rodzaj racjonalnego kształtu życia.
142) John Wesley podkreśla od czasu do czasu, że wszędzie: u kwakrów, prezbiterian i innych trzeba wierzyć w dogmaty, nie dotyczy to jedynie metodystów.