się im, że okazują wyrozumiałość i umiarkowanie, kiedy I darowują przeciwnikom niektóre artykuły z tych, o które I spór się toczy; ale poza tym, że nie widzą, co za przewagą I jest dla przeciwnika, gdy się mu zacznie ustępować i sa- I memu cofać wstecz, i ile go to zagrzewa, aby nacierał tym pilniej, poza tym, powiadam, te artykuły, które wybierają jako najlżejsze, są niekiedy bardzo wielkiej wagi. Albo trzeba się poddać ze wszystkim powadze władzy kościelnej, albo całkiem się z niej zwolnić: nie nam przystało określać granice naszego względem niej posłuszeństwa. A co więcej, mogę powiedzieć z doświadczenia, ile że dawniej zażywałem tej swobody własnego rozróżniania i wyboru, lekce sobie ważąc niektóre punkty przepisów naszego Kościoła, które zdają się na oko błahsze lub mniej zrozumiałe: owo wdawszy się w roztrząsanie z uczonymi ludźmi, przekonałem się, iż te rzeczy mają bardzo silną i trwałą podstawę i że głupotą i nieświadomością z naszej strony jest, kiedy się odnosimy do nich z mniejszym uszanowaniem niż do innych. Czemuż nie pamiętamy, ile sprzeczności zachodzi w samychże naszych sądach! Ile rzeczy mieliśmy wczoraj za święte niby artykuły wiary, które dziś uważamy za baśnie! Pycha i ciekawość, oto plagi naszej duszy: jedna wiedzie nas do tego, aby wtykać nos wszędzie, druga broni nam zostawić cokolwiek nierozstrzygnięte i niepewne.
ROZDZIAŁ XXVIII O przyjaźni
Patrząc na porządek roboty malarza, którego mam tu u siebie w domu, nabrałem chęci, aby iść za jego przykładem. Wybiera co najpiękniejsze miejsce i środek ściany, i tam pomieszcza obraz wypracowany najlepszą swą sztu-
jją; puste zaś miejsce dokoła wypełnia groteskami, to zna as fantastycznymi malowidłami, które ca y w zię erpią jeno ze swej rozmaitości a cudactwa. Cóż są po prawdzie i te księgi, jeśli nie groteski i pokraczne twory, zesztuko-wane z rozmaitych członków, bez pewnego kształtu, bez innego porządku, ciągu i proporcji jak jeno z trafunku?
Desinit in piscem mulier formosa supeme.1
Idę tedy wiernie za owym malarzem w tym drugim punk-cie, nie staje mi wszelako tchu dla pierwszej, lepszej części; zdatność moja nie idzie tak daleko, bym się odważył podjąć obraz bogaty, ozdobny i wykończony wedle prawideł sztuki. Postanowiłem tedy zapożyczyć go sobie u Stefana de La Boetie, iżby okrasił i ozdobił całą tę moją pracę; jest to rozprawa, której dał miano O dobrowolnej niewoli; insi wszelako, nie wiedząc o tym, odmienili później ten tytuł na inny: Przeciw jednemu. Napisał on ją, sposobem próby, w pierwszej młodości na cześć swobody, a przeciw tyranom. Obiega ten utwór z rąk do rąk między światlejszymi ludźmi, nie bez wielkiej i zasłużonej renomy, rzecz bowiem jest wdzięczna i pełna bogatych zalet. Nie można wszelako zgoła twierdzić, by to była najlepsza rzecz, do jakiej był zdolny. Gdyby w dojrzałym wieku, w jakim go znałem, podjął był podobny mojemu zamiar spisywania swoich rozmyślań, ujrzelibyśmy wiele rzeczy rzadkich, sięgających bardzo z bliska chlubnych wzorów starożytności; co się tyczy bowiem naturalnego uzdolnienia w tej mierze, nie znałem nikogo, kogo by mu można równać. Ale została po nim tylko ta rozprawa, a i to przypadkiem (sądzę, iż jej na oczy nie widział od czasu, jak mu się wymknęła spod pióra); poza tym jakieś memoriały do edyktu styczniowego *, sławnego w dziejach naszych domo-
dołem ryba. Art poet. 4.
. W górnej części kobieta śliczna.
- 277 -