w Ich tykach kijów a ipśii , ,
wr>. O ile uszkodzeni:, «'-L '
. . . , , ... ‘snc (kimanie ręki, połamanie tebr,
wybicie oka) uchodziły kapo bezkarnie, to w tym czule unikać pozostawiania śladów obrażeń czy ran.
Od uprawnienia kapo do wymierzania nam kar cielesnych odróżnić należy wymierzanie plag przez samego zastępcę komen-dania. Kani taka była wykonywana z całym ceremoniałem. Wy. rok odczytywano publicznie i publicznie był on wykonywanym placu w czasie apelu, gdy cały obóz był zebrany.
Komendant wymierzał je za te same przestępstwa, zacoski■ 1 zywal do karnej kompanii - spóźnienie się na apel, próbę ucieczki, bo to były najcięższe obozowe przestępstwa. Przy tym zauwa-żyC należy, że plagi otrzymywał nie tylko ten, który próbował l uciec, ale i najbliżsi jego towarzysze celi, bo powinni o zamiarze ucieczki wledzieC, nie dopuściC lub zameldować. Dziwna, zaiste, mentalność niemiecka.
Życic więźnia w Oświęcimiu nic nie znaczyło, natomiast zamiar uwolnienia się ucieczką był największą obozową zbrodnią.
Za ucieczkę groziła kara śmierci nie tylko zbiegowi ale i wtajemniczonym. Kończyło się jednak najczęściej karą chłosty Gdy karę miano wymierzyć, zmieniano szyk Noków rak, aby każdy więzień stał frontem do środka dziedzińca. Na środek wnoszono specjalny stolik z korytkiem u dołu dla nóg więźnia, żeby Ule mógł wierzgać? nogami. Delikwentowi ściągano spodnie, a przeznaczony do tych egzekucji esesman (bo funkcja ta była honorowa) z bykowcem w ręku stawał przy więźniu. Razy wymierzał miarowo, a obecny zawsze przy tych egzekucjach komendant liczył lub liczył więzień.
Pierwsze uderzenie delikwent przyjmował milcząco, przy drugim i następnych rozlegał się bolesny okrzyk „O Jezu!”, który w miarę bicia przechodził w skowyt, przycichał, zamieniał się w jakieś kocie miauczenie i jęki.
Po odliczeniu 25 plag delikwent odchodził - a czasem podnoszono go zemdlonego.
Taką egzekucję wykonano już na apelu drugiego dnia po naszym przybyciu za to, że dnia poprzedniego, gdy staliśmy na
;ri podniósł podrzucony mu boche-taką egzekucję wykonano na 7 więź
niowie bloku stali na baczność przez 36 godzin bez jedzenia i picia Potrzeby załatwiali stojąc na miejscu.
Nie zapomnę również 50 plag, które otrzymał złodziejaszek warszawski, Zawisza57. Był to wesoły i przyjemny towarzysz. Miał wprawdzie zatargi z kolegami o kradzież chleba, czasem oberwał w celi - ale na ogół był łubiany. Jakoś późną jesienią zapadł na durchfall58. Nie poszedł do pracy. Nie mogąc znaleźć sobie miejsca, gdzie by mógł spokojnie posiedzieć, wpadł na kapitalny pomysł. Między blokiem 19 a 20, w którym mieścił się szpital, stały drewniane trumny. Zmarłych układano nago w trumnach po dwóch do jednej, a koło godziny 10 rano odnoszono do krematorium. Toteż po przyniesieniu trumien z powrotem były one puste. Zawisza skorzystał z tego, ułożył się w pustej trumnie, nakrył się wiekiem i zasnął. Apel południowy wykazał brak jednego więźnia. Ustalenie, kogo brakuje, nasuwało w ogólnej masie trudność. Wyczytywanie z list i sprawdzanie trwało normalnie godzinę. Brak więźnia był dla nas wszystkich więźniów zmorą. Równocześnie prowadzono odrębne dochodzenie, kiedy zginął - gdzie był ostatnio itp. szczegóły.
Po ustaleniu braku więźnia zaczynała wyć na całą okolicę syrena. Kapo jak psy gończe pędzą na poszukiwania. Komenda kominiarzy bada kominy, kanalizatorzy kanały, wypełnione kałem wychodki obszukuje się drągami, czy więzień się nie utopił. Domy przeszukuje się od piwnic do strychów. Tego dnia komendant odstąpił od utartego zwyczaju trzymania nas, więźniów, na baczność, ale polecił i nam szukać zbiega, tym bardziej że musiał
^BjŁĆ_jlioże_lożsamY_z_Eugeniuszem Zawisza (1903-1942). robotnikiem.