w potrzebie mógł zawsze liczyć na żandarmów i kozaków, o klęski było łatwo, o sukcesy, choćby lokalne, nader trudno. Tym sposobem państwo autorytarne nie tylko zmuszało socjalistów do podjęcia walki politycznej, ale także sprzyjało rewolucyjnemu maksymalizowaniu celu walki z kapitałem. Skoro bowiem strajki przynosiły tak wątłe rezultaty, a rachuby na wymuszenie korzystnego dla robotników ustawodawstwa pracy okazywały się jeszcze bardziej zawodne, to zwolennicy koncentrowania-sił na walce ekonomicznej, czerpiący otuchę z sukcesów niemieckiej socjaldemokracji lub brytyjskiego ruchu związkowego, łatwo ściągali na siebie szyderstwa rewolucyjnej awangardy, ii są trade-unionistami bez trade-unionów. I paradoksalnie, teza, iż akumulacja nędzy rośnie proporcjonalnie do akumulacji bogactwa, okazywała się znacznie bardziej przekonywająca w krajach cywilizacyjnie zacofanych, cechujących się przeludnieniem wsi, niskim wykształceniem robotników i brakiem mechanizmu demokratycznego, słowem w krajach o małym jeszcze potencjale kapitalistycznym, niż w tych, dla I których została sformułowana.
Teoria nieuchronnej pauperyzacji mas pracujących syciła rewolucyjną niecierpliwość i naukową pewność ostatecznego zwycięstwa, ale zarazem wikłała młodą myśl socjalistyczną zacofanego kraju w tragiczne zaiste paradoksy. Wynikało z niej przede wszystkim, że im gorzej, tym lepiej dla rewolucji, tym bliższa chwila wyzwolenia. W rzeczy samej doświadczenia Zachodu zdawały się wskazywać, że zwycięstwa odnoszone przez zorganizowanych robotników w walce ekonomicznej i parlamentarnej zwiększały przetargową siłę ruchu, ale osłabiały jego zainteresowanie celem ostatecznym, czemu w końcu poddała się także niemała część jego ideowych przywódców, wybierających drogę refor-mistyczną. W Kraju Przywiślańskim były niejakie podstawy do tego, aby spodziewać się zależności odwrotnej: przez przegrane bitwy do wygranej wojny. Tak czy owak, troska o doraźną poprawę doli wyzyskiwanych wchodziła w konflikt z socjalistycznie pojmowanym interesem finalnym klasy jako całości. Tym samym impuls moralnego buntu przeciwko krzywdzie, impuls, z którego zrodził się ruch rewolucyjny, musiał ulec przemieszczeni u: ze współczucia dla żywych ludzi przeobrazić się w solidarność z klasą-hipostazą, pojętą — niczym „naród" romantyków — jako nierozerwalny związek minionych, teraźniejszych i przyszłych pokoleń, związek obarczony misją, w obliczu której nieważne stawały się losy jednostkowe. W tym także — a nawet przede
wszystkim — losy prometejskich bojowników robotniczej sprawy, którzy sami siebie najmniej szczędzili.
Jak jednak zauważono już nieraz, socjaliści zachodniej, zwłaszcza Marksowskiej formacji — w odróżnieniu od rewolucjonistów rosyjskich — wstydliwie skrywali etyczne motywy swojego działania, zapierali się ich w imię nauki i jej obiektywnych praw . W socjalizmie polskim tej doby, który rodził się na skrzyżowaniu obu wpływów, deklaracje postaw i wiary były jawnie niejednorodne. Adolf Warski zeznając w śledztwie mówił, że jego własny rozwój przechodził „od niejasnego odczucia nieszczęść prostego ludu, jego poniżenia i zacofania, do bardziej sprecyzowanego uświadomienia sobie jego nędzy i potrzeb”. Józef Beck, z tej samej sprawy Związku Robotników Polskich, zeznawał, że dopiero wspólna z robotnikami działalność pogłębiła w nim zrozumienie celu walki: „Wcześniej były to raczej odruchy moralne, niemalże filantropijnej natury”15.
Ludwik Krzywicki kreśląc po latach sylwetki rówieśnych mu polskich inteligentów-rewolucjonistów, wszystkim im przypisał ogromną wrażliwość moralną i uczuciową. „Idea porwała jednych swoim poczuciem sprawiedliwości, innych pociągnęła od strony artystycznej, jeszcze u innych sprzęgała się z marzeniami o jakimś czynie bohaterskim. Wyjaśnienia ich obecności w rodzącym się ruchu należy poszukiwać w ich wrażliwej, emocjonalnej, marzycielskiej naturze. Paliło im się w głowie od wiary w oliskie nadejście jakiegoś nowego tysiąclecia społecznego” .
W najwcześniejszych publicznych deklaracjach nowego kierunku ideowego motywacja moralna była jeszcze przyznawana otwarcie. Tak więc w pierwszym programie socjalistów polskich, tzw. brukselskim, krytyka ustroju kapitalistycznego nie polega na analizie jego sprzeczności ani jego tendencji historycznej, lecz na obnażeniu zla, jakie rodzi. Program ten, jak i inne współczesne mu wypowiedzi z końca lat siedemdziesiątych, jest przede wszystkim wyrazem buntu przeciw etyce konkurencji i przeciw odczlowieczającemu działaniu instytucji najmu, która redukuje robotnika „do znaczenia towaru” i odbiera mu
14 Szerzej o tym A. Molik*, Modtl ustroju socjalistycznego w polskiej myto marksistowskiej lat 1879-1886, Warszawa 1965, s. 18-19. Por. też A. Walicki, Polska, Rosja, marksizm. Warszawa 1981, i. 46-49,81-84,991 in.
** Cyt. wg: F- Tych, Związek Robotników Polskich, i. 233.
L. Krzywicki, Wspomnienia, i. II, Warszawa 1938, s. 28; podobne uwagi na i. 13, 39—11, 1671 in.
317