Rozdział I
Zacząć musimy otT rozróżnienia literatury i nauki o literaturze. Są. to czynności odrębne: pierwsza jest twórczością, sztuką, a druga, jeżeli nie w ścisłym znaczeniu słowa nauką, to pewnego rodzaju badaniem i wiedzą.
Były oczywiście próby zacierania tych różnic. Twierdzono np., że nie można rozumieć literatury nie uprawiając jej samemu — nie potrafi więc i nie powinien studiować Pope’a, kto nie włada dziesięciozgłoskowcem parzyście rymowanym, ani dramaturgii elżbietańskiej, kto nie potrafi napisać dramatu białym wierszem 1. Ale chociaż praktyczna znajomość twórczości literackiej może się przydać badaczowi, jego zadanie jest całkiem inne. Swoje przeżycia w tym zakresie ma on przekładać na kategorie j | intelektualne i podporządkowywać spoistej konstrukcji, która musi być racjonalna, jeżeli pretenduje do miana wiedzy. Przedmiot jego badań jest co prawda irracjonalny, a przynajmniej zawiera elementy wybitnie irracjonalne — ale nie w innej sytuacji znajduje się historyk malarstwa i muzykolog albo, mutatis mutandis, socjolog czy anatom.
Nie można zaprzeczyć, że wzajemny stosunek tych zakresów powoduje szereg trudności. Usiłowano je przezwyciężyć rozmaitymi sposobami. Byli teoretycy po prostu odmawiający studiom ńad literaturą miana wiedzy i zalecający „twórczość drugiego stopnia”, której rezultaty — opis Mony Lizy u Waltera Patera czy ozdobne partie w książkach Symondsa lub Symonsa — dziś na ogół nie znajdują uznania. Tego rodzaju „twórcza krytyka” zwykle oznacza niepotrzebne powtarzanie albo, co najwyżej, tłumaczenie jednego dzieła na drugie, zwykle gorsze. Inni teoretycy wyciągają z naszego przeciwsta-
Fogląd wyrażony w książce Stephena Pottera The Muse tn Chalns,
Londyn 1957.
wienia literatury i nauki wnioski Sceptyczne: dzieła literackie, powiadają, w ogóle nie mogą być naukowo badane. Mogą nam tylko służyć jako lektura, być źródłem przyjemności oraz przedmiotem oceny. Poza tym możemy jedynie gromadzić najrozmaitsze informacje o sprawach związanych z literaturą. Tego rodzaju sceptycyzm jest obecnie bardziej rozpowszechniony, niż można by sądzić. W praktyce przejawia się on jako nacisk kładziony na „faktach” towarzyszących powstawaniu dzieła ł jako niechęć do szukania czegokolwiek za nimi. Ocenę, kwestie gustu podporządkowuje się indywidualnym upodobaniom jako nieuniknioną, choć pożałowania godną sferę, gdzie nie obowiązują wymogi prawdziwej nauki. Ale taka dychotomia „naukowości” i „oceny estetycznej” na nic się nie przydaje przy studiowaniu literatury, które jest zajęciem „literackim” i „systematycznym” jednocześnie.
Rzecz polega na tym, jak ujmować intelektem sztukę, a w szczególności sztukę literacką. Czy jest to możliwe? I jak to robić?. Jedna z odpowiedzi brzmiała: możliwe, za pomocą metod stworzonych przez nauki przyrodnicze, zwyczajnie przeniesionych na teren literatury. Przenoszenia tego dokonywano rozmaicie. Jeden sposób to rywalizacja z ogólnymi ideałami tych nauk, obiektywizmem, bezosobowością i pewnością, co najczęściej staje się hasłem do gromadzenia neutralnych faktów. Metody przyrodoznawstwa naśladuje się też w inny sposób, badając przyczyny i źródła; w praktyce ta metoda uzasadnia doszukiwanie się wszelkich powiązań, na jakie pozwala chronologia. Przyczynowość naukowa rozumiana ściślej jest stosowana do wyjaśniania zjawisk literackich działaniem czynników ekonomicznych, społecznych i politycznych. W grę wchodzą także metody ilościowe, właściwe pewnym naukom, tzn. obliczenia statystyczne, tabele i wykresy. I wreszcie, przedstawiając ewolucję literatury, sięga się do pojęć biologii2.
Niemal powszechny jest dziś pogląd, że nadzieje pokładane w tym przenoszeniu nie spełniły się. Niektóre metody nauk ścisłych okazały się wartościowe na ogra- 1
13
Zob. bibliografię do rozdz. XIX, dział IV.