Postawa Stempowskiego w dziennikowych zapiskach nawiązuje do wielkich figur kultury europejskiej, często interpretowanych - co potwierdza opinia Kowalczyka - w atmosferze nienaruszalnej doniosłości, intelektualnego święta - czy autobiograficznego, erudycyjnego arcydzieła. To istotne, bo wiele, moim zdaniem, mówi o - interesującej mnie tutaj -intymnej przestrzeni tekstu, o jego granicach, o stopniach jego dyskrecji, normie prywatności etc. ,Ja” w dziennikach Stempowskiego jest jawnie konwencjonalne i to konwencjonalne w taki sposób, który prywatną perspektywę opisu siebie i świata łączy z zasadą tzw. opisu obiektywnego, racjonalnego, powszechnego, uniwersalnego. Wszystko to sprawia, że dia-rysta-Stempowski to diarysta-realista, uważny obserwator rzeczywistości, rzadziej jej uczestnik. Wybór eseju (bo dzienniki Stempowskiego, o których mowa, to przede luszystkim eseistyczny diariusz z podróży) wydaje się w tym wypadku niezwykle wymowny. Esej bowiem to gatunek nie tyle „neutralny”, ile doskonały do zachowania pozorów (swoją drogą może określenie „neutralny ” opatrzyć należy cudzysłowem, bo za dużo ma wspólnego z pozorami właśnie). W eseju łatwo o pozór obiektywizmu, jak i o pozór subiektywizmu. Być może dziennik Stempowskiego czytać należałoby jako bezpieczną półprywatność?Jako prywatność skrzętnie przysłoniętą, ale dającą się w ruchu wielowątkowej interpretacji zrekonstruować?1
Ten wywód jest przykładem, jak feminizm podejrzliwie przygląda się tekstom i kontekstom, punktując ich ideowy sens. W omen studies i napisane po ich lekcji książki mogą być potraktowane jako kliniczny opis choroby, której groźniejszym nawrotom jesteśmy w stanie przeciwdziałać, rozpoznając ją we własnym środowisku literackim. Przy czym literatura jest jednym z tekstów społecznych, a jej język i estetyczne wyróżniki nie mogą przysłaniać związków z polityką rozumianą jako przystosowywanie do życia w zaprojektowanej dla nas (oczywiście, nie mam na myśli spisku, raczej Foucaultowski opis) kulturze. Dla mnie jako krytyczki feministycznej przeszłość stanowi inspirację i ostrzeżenie, ale najciekawsza jest moja współczesność.
Historia literatury kobiet pokazuje przede wszystkim, jak kobiety milczały, mówiły cudzym głosem lub - w najlepszym przypadku - z klauzuli. Jednocześnie pozwala objaśnić uprzywilejowany paradygmat kultury nastawionej na męskie wartości, jego meandry i punkty zapalne. Milczenie kobiet jest przysłonięte mową patriotyczną, obywatelską, chrześcijańską. Uprzywilejowanie kanonu wartości łączy się w niej z dążeniem do takiego modelu indywidualizmu, który w tle miałby pamięć tych wartości. Estetyczne wybory dążyłyby zaś ku komplikacji formalnej znamionującej scjentyzm i „ducha” przeciw doświadczeniu potocznemu i cielesności.
Literatura polska zawsze zwracała się ku tradycji, budowała pamięć, a te tendencje temporalne odwracają uwagę od codzienności i ciała, które mają przede wszystkim wymiar „teraz”. Można by mnożyć ogólnikowe podsumowania, bo wjednym wykładzie nie sposób przeprowadzić całościowego wywodu. Wyimki z paradygmatu niech posłużą za tło do kolejnej tezy: kierunki rozwoju polskiej sztuki słowa zawdzięczają wiele naszej historii, a udział w niej kobiet (oczywiście, tej „ogólnonarodowej”) nie był na tyle spektakularny, by kulminować niezapomnianymi dziełami artystycznymi. Spowodowało to między innymi upośledzenie „literatury do czytania”, traktowanej u nas jako zjawisko „klasy b”.
Ważniejszą konsekwencją było zerwanie nici sztuki psychologicznej i psychoanalitycznej: szukanie „drugiego dna” zostało zarezerwowane dla mowy ezopowej, a ciało interpretowano jako wroga ducha, ku któremu zmierzali nasi bohaterowie. W rezultacie mamy stronę Gustawa Herlinga-Grudzińskiego przeciw stronie
39
Maszynopis konspektu rozprawy doktorskiej.