trzeba prześledzić historię pojęć, poprzez które wypowiadają się i wypowiadały feministyczne teorie1. Zapytać o parę porządkujących pojęć: płeć biologiczną i kulturową. Albowiem ich wyróżnienie, zakładane korelacje i rozejścia pozwalają zbliżyć się do odpowiedzi na najbardziej zasadnicze pytania, z których część znalazła się w tym akapicie.
Na początku, w feminizmie drugiej fali, „sex” i „gender” służyły jako narzędzia do porządkowania debaty wokół płci, czego formułą może być tytuł-hasło Nikt nie rodzi się kobietą2. Nie brzmi dobrze, kiedy mówię „na początku” i zaczynam od drugiej fali, bo czy znaczy to, że lekceważę pierwszą? Oczywiście, nie. Zajmuję się jednak tym, jak historyczne już ustalenia feminizmu wpływają na nas -dzisiejsze/dzisiejszych. Historię kobiecego ruchu, fascynujące portrety sufrażystek, wyłamanie się z niebytu postaci naszych prababek, które miały pomysł na siebie - zostawiam w tle. Właściwie to pocieszające: emancypacja ma prehistorię, tak jak każde zjawisko, pojęcie, ruch, teoria. Nie zmieścimy jej w żadnym, nawet najbardziej ogólnym haśle słownikowym ani referacie. Kiedy więc piszę o drugiej fali jako podstawie współczesności, pamiętam o pierwszej fali jako ruchu konstytuującym kobietę/kobiecość znaną i dzisiaj oczywistą. Kim bym była, gdyby nie amerykańskie bojowniczki o równość podmiotów wobec prawa, gdyby nie polskie działaczki okresu międzywojnia? Gdyby nie pisarki dziewiętnastowieczne? Mam je we wdzięcznej pamięci i polecam wszystkim tę pamięć -hołd, impuls ciągłości, której potrzebują wszyscy, i balans w dyskusji zaczynającej się od „nie jestem feministką”. Nie? Ależ publiczne mówienie, a zarazem istnienie, kobieta współczesna zawdzięcza tym siostrom, które na tle swojej epoki wydawać się musiały o wiele bardziej kontrowersyjne niż dzisiejsze profesorki rozprawiające o potrzebie przestrzeni symbolicznej dla kobiet3.
Pierwsza fala nie wypracowała spójnej teorii, starała się o praktykę. Druga fala postawiła wiele hipotez, które czas (i sam ruch) zweryfikował. Dziś wiemy, że to nie takie proste, że nie ma osobnej płci biologicznej i kulturowej (stabilnej „męskości” i „kobiecości”), że nawet w jednej osobie nie ma ani jednolitego korelatu, ani spolaryzowanego zakresu tych pojęć; cóż dopiero, gdy porównamy ze sobą różne osoby. Zrozumiano i przemyślano nieprzezwyciężal-ną siłę tego korelatu, obwiniając za nią raz „bardziej naturę”, raz „bardziej kulturę”, a właściwie kulturową interpretację determinant „naturalnych”. I bez cudzysłowu ani rusz. Nadzieja na zrzucenie „gorsetu”, pod którym nosimy autentyczne ja, okazała się płonna, przynajmniej w teoretycznej kwestii tego, czy gorsetem byłaby natura, czy kultura.
Kim więc jesteśmy, podmioty tych rozważań - mężczyźni, kobiety, osoby uniseks, androginiczne lub pozaseksualne, jak obiecujące symbole nowych możliwości, cyborgi? Czy narracja płci nie jest czasem fikcyjna, nie podlega prawom zbieżnym z prawami literatury? A narracja samego feminizmu? Dotyka zawsze osoby? Rozmija się z bytami realnymi, by zrealizować swoje cele? Przywołajmy w tym momencie tekst - historyczny już dla feminizmu:
61
„Feministyczna teoria”, ponieważ, praktycznie nie jest możliwe oddzielenie feministycznej teorii poszczególnych dyscyplin, w tym teorii literatury. Mówić by należało raczej o panteorii, której granice przebiegają między subdyscyplinami, a są wyznaczane przez założenia ideowe. Taki punkt widzenia zawiera pierwsze w Polsce komplementarne opracowanie historii kierunków feministycznych: K. Ślęczka, Feminizm. Ideologie i koncepcje społeczne współczesnego feminizmu, Katowice 1999.
Przypominam, że to także tytuł pierwszej, wydanej po polsku (kto wie, czy do dziś nie najbardziej reprezentatywnej) antologii feministycznej, zawierającej między innymi fragmenty tekstów Margaret Mead, Helen Mayer Hacker, Kate Millet, Sherry B. Ortner, Lyndy M. Glennon, Susan Brownmiller, Sally Macintyre, bardzo „drugofalowych”, zdecydowanie konstruktywistycznie i politycznie traktujących płeć. Już w tytułach znajdziemy tę zdecydowaną postawę, od „polityki płciowej”, przez „społeczne fabrykowanie instynktów”, „politykę pracy domowej”, do instruktażowego „o celibacie” lub „umowa małżeńska”. Odsyłam koniecznie: Nikt nie rodzi się kobietą, wybór, przekład, wstęp T. Iiołówki, posłowie A. Jasińskiej, Warszawa 1982.
Odsyłam do: A. Gómicka-Boratyńska, Stańmy się sobą. Cztery projekty emancypacji (1863-1939), Izabelin 2001.