Na ostatnim wykładzie z tego cyklu poprosiłam studentki, żeby odpowiedziały mi na trzy pytania: dwa zadane i trzecie wolne. To „wolne” - skojarzenie z tematem maturalnego wypracowania - miało być pytaniem postawionym samej sobie w kontekście gen-derowym albo może takim z cyklu „o czym chciałybyście wiedzieć, a wstydzicie się powiedzieć”. Nie było to zadanie obowiązkowe, tak więc napisały tylko niektóre uczestniczki moich zajęć. Odpowiedziały przygnębiająco i mądrze. Z ich sądu wyłania się niepocieszający obraz tego, czego je uczymy, jakie warunki stwarzamy, co daje feministyczna samoświadomość. Obraz, dla mnie samej będący powiewem deziluzji, bo przecież zza enigmatycznych, eufemistycznych sformułowań widać jak na dłoni moje własne, społeczne funkcjonowanie w miejscu, które uważam za własne. Niepocieszający jako diagnoza, optymistyczny jako prognoza dla pokolenia, w którym następuje coraz większe otwarcie. Mam nadzieję, że słuchaczki Gen-deru dla średnio zaawansowanych w życiu zawodowym i osobistych wyborach przełamią wiele stereotypów, którym jeszcze dzisiaj podlegają.
Kłopotliwe okazały się odpowiedzi na pytanie drugie: Czy współczesny uniwersytet uwzględnia pleć w swojej ofercie organizacyjnej i dydaktycznej? Kłopotliwe dla mnie, pracującej na tym uniwersytecie, który stał się naturalnym antybohaterem odpowiedzi. Czego można się było spodziewać? Zapytane studentki znają tę uczelnię, ten wydział, chociaż więc pytałam z intencją uzyskania danych do obrazu ogólnego, uzyskałam opis tyleż uniwersalny, co konkretny. Miałam przez chwilę tchórzliwe odczucie, że nie powinnam zamieszczać w swojej książce krytyki instytucji, która mnie żywi, ale czy byłabym wówczas wiarygodna jako feministka, człowiek, nauczycielka?
Chciałabym podkreślić, że uważam swoje studentki za współautorki tej pracy. Także te, które nie wypowiedziały się na piśmie. Nauczycielka akademicka mówi do, pisze dla. Gdyby zabrakło chłonnego audytorium, nie byłoby myślenia i opowiadania.
Anna Godzińska
1. Co zyskuję, czytając genderowo?
Nie wiem, czy czytam genderowo. Na pewno czytam feministycznie. Wynika to chyba z prostego faktu bycia kobietą. Zawsze patrzymy przez pryzmat sobie najbliższy. Moje czytanie (samo z siebie kobiece) kłóci się jednak z wszystkimi książkowymi stereotypami: żony, matki, kochanki, dziwki, czarownicy. Stereotypami stworzonymi przez pisarzy-mężczyzn. Świadomość istnienia tych właśnie stereotypów pozwala mi spojrzeć inaczej na bohaterki. Powieści takie czytam jako projekcje marzeń męskich, jako obrazy narzucane przez kulturę patriarchalną.
Czytanie takie wiąże się również z postawieniem kobiety na pierwszym planie, mimo (czasami) epizodyczności tej postaci. Nagle cała historia potrafi się zmienić. Wszystko zostaje podporządkowane jej - kobiecie.
Ta perspektywa pozwala mi odkryć to, co tak bardzo chciał ukryć przede mną pisarz-mężczyzna.
2. Czy współczesny uniwersytet uwzględnia płeć w swojej ofercie organizacyjnej i dydaktycznej?
Uniwersytety są na pewno sfeminizowane. Wie o tym każdy, statystyki mówią same za siebie. A jednak są to jedyne miejsca,
239