7
słowa, muszą na angielska opinię publiczna podziałać odwrotnie, niż planowano. (...) Jak nierealnie oceniano stosunki, pokazywał osobliwy pogląd, uważanego w swej partii /narodowi liberałowie/ za autorytet w sprawach międzynarodowych, posła Bessermanna, który uważał, że, jeśli tyko Francuzi nie będą chcieli rozmawiać, to należy im pokazać powagę sytuacji nie tylko przez "Panterę”, ale przez kroki wojskowe, "które mogą się rozegrać na naszej zachodniej granicy, wówczas bowiem wszystkie, wiodące do wojny, spory z Francją, tak w Afryce, jak i w Europie byłyby rozwiązane".
Również /Niemcy/ opanowały kpiny na temat rzekomej bez-wartościowości traktatu z 4 listopada. Bez wątpienia stały za tym rozczarowane nadzieje kręgów przemysłowych, które juz przed kyzysem nie były znużone, zdołały wzmocnić swe wpływy, mianowicie na narodowych liberałów, również w Reichstagu utrzymać na porządku dziennym sprawę Marokąoraz czyniły wysiłki, wspierane silnymi środkami publicystycznymi, by polityka kraju /tj. Niemiec/ wzięła pod uwagę, ograniczone przecież interesy przemysłowe. (...) Wydaje mi się jeszcze dziś, że uniwersalny wynik drugiego kryzysu marokańskiego jest taki, że Francja ponownie otrzymała wyraźny dowód na to, jak może liczyć na angielskie poparcie we wszystkich sporach z Niemcami, również wtedy, gdy brytyjskie interesy są tylko pośrednio poruszone...