158 Emile M. Cioran
miejsc przeszłości, samotne i milczące pejzaże, sprzyjające wielkiej wewnętrznej kontemplacji i wielkiemu zapomnieniu, każda melancholia zbliża mnie do dali, przywraca do życia w głębi mej duszy wiosny dzieciństwa i ożywia przeczucie jeszcze bardziej odległego wspomnienia, tęsknotę za światem, w którym łzy byłyby zwierciadłem duszy. Spowiedź melancholii, jedyny dowód utraconego raju.
Gdy w dzień zamykamy oczy i pogrążamy się nagle w ciemności, odkrywamy świetliste punkty i pasma kolorów, które przywołują nam na myśl inną stronę świata — podobnie gdy zstępujemy ku niezmierzonym i mrocznym głębiom duszy, ukazują nam się na obrzeżach ciemności niespodziewane odblaski jakiegoś złotego świata. Czy te odblaski naszej duszy są wezwaniem czy tęsknotą?
Mimo że przestrzeń stawia nam większy opór, bardziej bezpośredni i bardziej istotny niż czas, nie jest on jednak problemem mniej zasadniczym. Przestrzeń nie stanowi nigdy problemu istnienia czy osobistej relacji. Im głębiej wnikamy w nasze „ja”, tym bardziej przestrzeń traci na rzeczywistości, czas zaś nadal trwa w naszej świadomości, kiedy jednak zaczynamy istnieć w sposób istotny, odrywamy się od czasu tak, jak uczyniliśmy to z przestrzenią.
Przestrzeń nie robi na nas wewnętrznego wrażenia względności, czyni nas refleksyjnymi jedynie zewnętrznie. Niektórzy ludzie, a nawet niektóre kultury (na przykład egipska), pojmują wieczność jako powiązaną z przestrzenią i nie doświadczają czasu w relacji z wiecznością. W ich świadomości nieruchomość i nieskończoność przestrzeni wyczerpują zasadniczą zawartość świata. Rozciągłość świata podporządkowuje ich sobie i unicestwia od zewnątrz.
Przestrzeń wypełnia nas, lecz przez nas nie przechodzi, pomimo że jest nam bliższa bardziej bezpośrednio niż czas. Jedynie on przez nas przechodzi, tylko czas nas zalewa, tylko jego doświadczamy jako własnego. Czas umożliwia nam odkrycie muzyki, a muzyka — czasu, tak samo jak przestrzeń objawia nam malarstwo. Jednak wybierając pomiędzy nimi, któraż dusza skłoniłaby się raczej ku malarstwu?
Walka z czasem jest tym, co w nas jest najbardziej podstawowe. Nie można nie przyjmować przestrzeni, jej oczywistość jest zbyt uderzająca. Przychodzi jednak moment, kiedy nie chcemy już przyjmować czasu. Dlatego dramatyczny moment jednostkowego istnienia ma zwieńczenie zawsze w walce z czasem, w bitwie, która jest jednak bezcelowa, ponieważ istota ludzka dotknięta jest czasowością. Nawet jeśli zdobędzie kiedyś nieśmiertelność, będzie niechybnie tęsknić za czasem. Pragnienie wymknięcia się czasowi spotyka się wśród ludzi chorych na czas, zbyt silnie spętanych jarzmem ulotnych chwil. Dlatego ocalenie jest pragnieniem niespójnym, ze względu na żal, którego doznają istoty za radością, niespodziankami i tragediami świata żyjącego i umierającego w czasie. Jeśli istnieje ucisk czasowości, istnieje również ciężar wieczności. Człowiek dąży do wieczności, lecz nadal woli czas. Ponieważ życie, którym żyjemy i które upływa w czasie, jest jedyną wartością, która została nam dana, nie możemy nie pojmować wieczności jako utraty, nie ceniąc jej przez to mniej. Jedyną rzeczą, którą mogę kochać, jest życie, którego nienawidzę. Nie można uwolnić się od czasu, nie pozbywając się tym samym życia. Niezależnie od tego, w jakim punkcie się znajdujemy, czas jest wielką pokusą: pokusą większą od życia, ponieważ jeśli śmierci