tować z tego lub owego boga, nie wolno było tylko tykać starych nabożeństw, uświęconych zwyczajem posągów w mieście, ani żartować z wyroczni, której rady miasto zawsze w potrzebie zasięgało (...). Wierzyć lub nie— mógł każdy u siebie w domu i na przechadzce” 1.
Tak, to prawda, że wykształcony Ateńczyk nie brał mitów na serio, jednakże w takim lakonicznym stwierdzeniu kryje się dla religioznawcy wielki znak zapytania. Dlaczego nie wierzono w mity, które przecież, jak wiadomo, tylko brane poważnie mają sens i rację bytu. Mity, w które się nie wierzy, spadają .od razu do rangi naiwnych bajek dla dzieci. Tymczasem w klasycznej Grecji spotykamy się z czymś zgoła wyjątkowym i niespotykanym na innym gruncie. Oto przestano wierzyć w mity bardzo wcześnie: już pod koniec VI w. zaatakował je Ksenofanes, a mimo to nie rzucono ich w kąt, nie zerwano z nimi jako z zabytkiem naiwnej przeszłości. Słowem, zatrzymano się w połowie drogi: przestano wierzyć w mity, ale jednocześnie nie przestano wierzyć w wartość mitologii.
Na ten specyficzny stan rzeczy złożyło się kilka współdziałających ze sobą przyczyn. Przede wszystkim tak się zdarzyło w Grecji, że pierwsza kodyfikacja i unifikacja mitów w postaci korpusu mitologii była równocześnie ich wspaniałą artystyczną beletryza-cją. Chodzi tu oczywiście o dwie epopeje
przypisywane Homerowi — Iliadę i Otli/scję. Zniewalające piękno poematów, umieszczających swą akcję zarówno na tym święcie, jak i na Olimpie czy w podziemiach, podniosło w oczach potomnych opowieści o bogach i bohaterach do rzędu narodowego skarbu. Można było nie wierzyć w mity, ale nie sposób było nie przysłuchiwać się im w podziwie w czasie ich recytacji przez aojdów i nie obdarzać sentymentem jako pierwszego podręcznika szkolnego.
To powszechne zżycie się z mitami wykorzystali tragicy ograniczywszy się tematycznie — z wyjątkiem aktualnych Persów Ajs-chylosa — wyłącznie do skarbnicy przekazów mitologicznych, co jeszcze ściślej zespalało mity z literacką kulturą kraju. Inna, „tym razem decydująca siła należy całkowicie do naszej epoki; stanowią ją artyści. Spierać się z nimi było nie sposób: Fidiasz, Pol i klot,
Praksyteles, 'Lizyp utrwalili dla antycznego świata postacie jego bogów na wszystkie czasy” 2.
Ta niezwykle szybka i wysoce artystyczna beletryzacja mitów i — sit venia verho- — odpowiednia do tego scenografia zapewniły im trwanie w stanie półżycia, w sianie pomiędzy życiem a śmiercią, w czymś niewyobrażalnym w innych cywilizacjach. Były, a zarazem nie były; śmiano się z nich, krytykowano ich naiwność, a jednocześnie miano je na co dzień w tekstach i rzeźbach figuralnych.
W. Witwicki, Wstąp tłumacza do Fajdrosa, Warszawa 1958, s. 23—24.
T. Zieliński, Historia kultury antycznej, t. t, Warszawa 1922, s. 222.-