442 Część IV. Twoja śmierć
442 Część IV. Twoja śmierć
<io
dli
stawić się na pewne zebranie, nawet gdyby „glos, który tera? przemawia, zamilkł, gdyby wargi, które modliły się o szczęście
zamknął pył ziemi”. Oto w jakim pisała tonie. Myślom o śmierci towar? Wjłv
objawienia, sygnały zza świata: w roku 1823 zwierzyła się swoim słuchaęJ? * że w czasie choroby dotarła do granic krainy duchów i że stamtąd przyn-^ słowa wzniosłej mądrości. H
Pani Sigourney i jej bohaterki przypominają nam inną młodą osobę 2 samej epoki, stworzoną na tę samą modłę, którą Mark Twain opj ^ w Przygodach Hucka. Zmarła w piętnastym roku życia (wiek Heleny * z Dziwnych losów Jane Eyre) panna Grangerford również myślała tyj^
jty S
o śmierci. Miała talent malarski i poetycki. Jeden z jej obrazów przedstawiaj przykład zawoalowaną młodą kobietę, całą w czerni, ze smutkiem pochylę nad grobem, w cieniu płaczącej wierzby, z chusteczką do ocierania łez w — Pod obrazem napis: „Ach, czyż nigdy cię już nie ujrzę?” Jest to mournjn picture (obraz żałobny), jakich wtedy mnóstwo malowano, ryto i haftowano-nie przeznaczano ich ani do kościoła, ani na cmentarz, lecz do domu, gdZj’ miały utrwalać pamięć o zmarłych.
Nasza młodociana artystka maluje też sceny rodzajowe, ale tematem zawszę jest śmierć: młoda kobieta przy oknie patrzy na księżyc i płacze, trzymając w jednej ręce medalion, który przyciska do ust, a w drugiej (postaci panny Grangerford mają zawsze ręce bardzo zajęte) otwarty list z czarną woskową pieczęcią.
W związku z jej talentem powiedziano o niej po śmierci: „Wszyscy bardzo żałowali, że Emelina (tak jej było na imię) umarła, bo zamierzała namalować jeszcze bardzo dużo takich obrazów, a wystarczyło popatrzeć na te, co je zdążyła namalować, żeby zrozumieć, jak wiele rodzina na jej śmierci straciła. Ale mnie się wydaje, że dziewczynie z takim upodobaniem jest weselej na cmentarzu. Kiedy zmogła ją choroba, malowała właśnie coś, co cala rodzina nazywała ^największym dziełem», więc co dzień i co noc modliła się, żeby jej było dane żyć, dopóki nie skończy tego obrazu. Ale nie było jej dane. Obraz przedstawiał młodą kobietę w długiej białej sukni..., po twarzy ciekły jej Izy”; miała ona sześcioro ramion — dwoje wyciągniętych do przodu, dwoje przyciśniętych do piersi, dwoje wzniesionych do księżyca. „Chodziło — widzicie — o to, żeby zobaczyć, które ręce będą wyglądały najładniej, a resztę wyskrobać.” * Niestety, nie miała czasu na dokonanie wyboru.
Panna Grangerford jest również poetką, od czternastego roku życia. „Prowadziła... album [jak członkowie rodziny de La Ferronays) z wycinankami z «Gazety Prezbiteriańskiej», to jest wklejała do tego albumu nekrologi i opisy wypadków albo najrozmaitszych chorób, a potem pisała o tych ludziach wiersze, które układała z głowy.”
Przełożyła Krystyna Tarnowska.
Jeden z nich napisała na śmierć chłopca, który nie chorował ani na gruźlicę (whooping cough), ani na ospę, ani na zaburzenia żołądkowe. Nie, inny był los małego Stefanka:
O czytelniku, roniąc Izy, Posłuchaj rad nierad: Stefanka los powalił zły, Stefanek w studnię wpadł!*
Panna Grangerford „Nie była specjalnie wymagająca i mogła pisać o wszystkim, o co ją ktoś poprosił, byleby to było smutne. Jak tylko umarł jakiś mężczyzna albo jakaś kobieta czy dziecko, jeszcze zanim ciało całkiem ostygło, Emelina już była na miejscu ze swoim •hołdem*.” **
Po zgonie tej niezwykłej istoty jej pokój pozostawiono w takim stanie, w jakim był w dniu jej śmierci. Jej matka sama go sprzątała i przychodziła tam szyć i czytać Biblię (przypomina się „czerwony pokój” pani Reed z Dziwnych losów Jane Eyre).
Twór wyobraźni, córka pułkownika Grangerforda jest jak żywa, mimo że potraktowana przez autora drwiąco, a może właśnie dlatego.
O ile śmierć w ludowych kręgach imigrantów była pełna prostoty, a jej tryumf dyskretny, o tyle stawała się pompatyczna i retoryczna, choć równie szczerze odczuwana, w środowiskach mieszczańskich.
Fascynacja śmiercią była jednym ze skrzydeł dyptyku. Drugim był dom w niebie. W tej dziwacznej logice śmierć była kultywowana i upragniona, bo prowadziła do spotkania na wieki. Znajdowano w niebie to wszystko, co dawało szczęście na ziemi, to znaczy miłość, przywiązanie, rodzinę; nie było tego, co rodzi smutek: rozstania.
Po śmierci syna, Georgiego, pastor Cuyler wydał książkę poświęconą pamięci chłopca: otrzymał od wdzięcznych pozostałych przy życiu czytelników tysiące listów wyrażających współczucie. Niektóre opublikował w nowym wydaniu książki. Ann Douglas cytuje jeden z nich: „Drogi Panie, jeżeli zdarzy się Panu kiedy odwiedzić cmentarz w Alleghanys, zobaczy Pan tam trzy kwiaty na trzech małych grobach: Anna 7 lat, Sasza 5 lat, Lillie 3 lata. Wszystkie zmarły w ciągu sześciu dni na szkarlatynę (jak Georgie). Czasami łatwiej nam pogodzić się z własnym nieszczęściem, gdy usłyszymy o innym, jeszcze boleśniejszym.”
Pocieszające opowieści, historie prawdziwe i fikcyjne, mnożą się zwłaszcza w drugiej połowie stulecia: autorzy, często kobiety, usiłują przekonać czytelników (i czytelniczki), że śmierć nie odebrała im naprawdę ukochanych istot, że je odzyskają albo po własnej śmierci, albo nawet hic et nunc. Matka małego
**
Przełożył Włodzimierz Lewik. Przełożyła Krystyna Tarnowska.