I '■
r.}
J ;!
llicża wszystko było takie podobne do tego, to się Spo* $ ■tyka’ u innych, że nic się nie wyróżniało, ale jemu § wszystko się zdawało czymś osobliwym. Kiedy spotkał jj swoją rodzinę na stacji kolejowej i przywiózł ich do § gotowego, oświetlonego mieszkania, i lokaj w białym Jg halsztuku otworzył drzwi do ozdobionego kwiatami przedpokoju, a potem gdy wszyscy weszli do bawialni, J| do gabinetu i wydawali okrzyki radości — był bardzo szczęśliwy; wprowadzał rodzinę we wszystkie zakamar- | ki, chłonął ich pochwały i promieniał radością. Tego f samego wieczora, gdy Praskowia Fiodorowna zapytała i go, między innymi, przy herbacie o jego upadek z dra- f biny, zaśmiał się i ruchami przedstawił, jak padał i jak j
tapicer się przestraszył.' ...................-~if
— Nie darmo .jestem gimnastyk. Kto inny zabiłby J się, a ja tylko trochę się uderzyłem, o, tutaj; gdy do- S tknąć, to boli — ale już przechodzi, zwyczajny siniec, j I zaczęło się życie w nowym .mieszkaniu, w którym 4 jak zwykle, gdy się już dobrze zagospodarowano, bra- | kowałp* jednego pokoju, i z nowymi poborami, których, f jak zwykle, tylko troszeczkę — o jakich pięćset ru- fi bli — 'było za mało, i wszystko szło jak najlepiej, j Zwłaszcza dobrze było w początkach, kiedy jeszcze nie j wszystko było całkiem gotowe i trzeba było jeszcze to J i owo urządzać: jedno kupić, drugie zamówić, coś tam przestawić, a tamto znów naprawić. Chociaż nieraz | zjawiała się różnica zdań między mężem a żoną, ale oboje tak byli zadowoleni i tyle było do zrobienia, że wszystko kończyło się bez wielkich kłótni. Kiedy już :;i nic nie zastało do urządzania, zrobiło się nudnawo i czegoś zabrakło, ale tu przyszły znajomości, przyzwy- J czajenia i życie się jakoś wypełniło.
Iwan Iliez, spędziwszy ranek w sądzie, wracał na obiad- w wesołym usposobieniu, chociaż to usposobienie mąciło się właśnie z powodów mieszkaniowych. (Każ- j
376 i
da plamka na obrusie, na obiciu mebla, urwariy sznu
rek portiery drażniły go. Tyle pracy włożył w urządzenie, że bolało go każde zniszczenie.) Ale na ogół życie Iwana Ilicza popłynęło tak, jak — jego zdaniem — życie winno było płynąć; łatwo, przyjemnie i przyzwoicie. Wstawał o dziewiątej, pił kawę, czytał pisma, potem wkładał mundur i jechał do sądu. Tam już to chomąto, w którym pracował, było tak dopasowane, że od raizu w nie trafiał. Petenci, zapytania do kancelarii, sama kancelaria, posiedzenia — publiczne i administracyjne. Z tego trzeba było umieć wyłączyć : to wszystko nieprzetrawione, życiowe, co zawsze prze
szkadza w prawidłowym przebiegu spraw służbowych; ~nie trzeba dopuszczać do żadnych stosunków niesłuż-: bo wy eh pomiędzy ludźmi; i powody tych stosunków
- muszą być służbowe, i same stosunki jedynie służbowe. Na przykład, przychodzi ktoś i chce się dowiedzieć czegoś. Iwan Ilicz z powinności swoich nie może mieć żadnego osobistego stosunku do tego kogoś; ałe jeżeli ten ktoś odnosi się do niego jako do członka Izby Sądowej i to można wyrazić na urzędowym papierze z nadrukiem — w zakresie tych stosunków Iwan Ilicz uczyni dla niego wszystko, zdecydowanie wszystko, co można, a przy tym zachowuje pozory ludzkich, przyjacielskich stosunków, to znaczy uprzejmość. Jak tylko kończy się stosunek służbowy, kończy się i każdy inny. Tę umiejętność odgraniczania strony służbowej od swego życia osobistego Iwan Picz. posiadał w najwyższym stopniu i długą praktyką, i talentem wyrobił ją do tego stopnia, że nawet czasami jak jaki wirtuoz pozwalał sobie prawie żartem mieszać stosunki osobiste ze służbowymi. Pozwalał sobie na to, gdyż wiedział, że posiadał zdolność w każdej chwili, kiedy tylko zajdzie potrzeba, znowu wydzielić wszystko służbowe, a odrzucić ludzkie. Potrafił to zrobić nie tylko łatwo, przyjemnie
377