\
i
cóż. Jedna bomba wystarczyła i nie zostało nic. Tylko zgliszcza. Kiedy tak patrzyli oniemiali, jak płonie im dach nad głową, jak płonie ich własny dom, ani jedna łza nie spłynęła z ich oczu.
Babcia zupełnie nie wie, jakim cudem ocalały niektóre drobiazgi z tej pożogi. I to właśnie te najmniej potrzebne. Może je zniosła do piwnicy? Zdarzały się wtedy najprze-dziwniejsze historie. Pewien staruszek wyniósł na własnych plecach z walącego się domu... ciężki, ogromny zegar.
— O czym ja tu... — żachnęła się babcia. — Sprzątać miałam przecież. Eh...
Wzięła znowu niebieski strzęp jedwabiu do ręki, sięgnęła znowu po próbki tapety.
— A właściwie po cóż ja trzymam to w tym pudełku... Albo i ten pukielek... Anka dawno już chciała mi go wyrzucić, a Magda to w żywe oczy zaśmiewa się ze mnie: „Babciu, po co ci to! Przecież w każdej chwili mogę ci potrząsnąć moją własną strzechą! I żebyż to był przynajmniej gruby warkocz! Zaraz bym ci go porwała ha dopinany koczek. Ale przechowywać w pudełku taki nędzny kłak!” I Magda śmiała się przy tym świecąc białymi zębami. Nie, nie ma zrozumienia współczesny świat dla takich sentymentów...
— Może i racja? — myśli teraz babcia. — Co mi po takim, choćby najpiękniejszym, kłaczku, skoro Magda ma włosy piękne i bujne jak wiatr. Albo po co mi te radiowe słuchawki. O słuchawkowym radiu dawno już wszyscy zapomnieli, słuchało się tak pół wieku temu. Chociaż nie można powiedzieć, aby to było niemiłe tak siedzieć w jesienną szarugę ze słuchawkami na uszach i słuchać cichutkich pobrzękiwań, nie zakłócających nikomu spokoju... Albo też leżąc w łóżku wysłuchać melodii przed snem wprost z poduszki. A więc i te słuchawki się przechowały... Trzeba coś z nimi zrobić, skoro Jackowi nie udało się ich dotąd zniszczyć.
Babcia rozgląda się bezradnie. Ile tych pudełek! Zanim je wszystkie przejrzy do końca... Ale musi. Trudno. Obiecała. Trzeba przecież z czegoś zrezygnować... Już w poniedziałek ma tu stanąć nowa szafa. Ścienna, nowoczesna, płaska, z regałami. Więc wszyscy robią na gwałt porządki. No, bo gdzie to wszystko pomieścić...
Babcia mruży oczy, jasne promienie słońca padają teraz tu, prosto w ten kąt pokoju. Trzeba by może zaciągnąć zasłony...
— Babciu! Jak mogłaś! Jak mogłaś robić porządek w swojej szafie beze mnie! — w progu stoi Magda. Patrzy w zdumieniu na stertę pudełek.
— Ty wiesz, jak ja lubię przeglądać twoje skarby!
'Babcia znowu odgarnia uparty kosmyk włosów.
— Wcale się nie spóźniłaś — mówi i podnosi się z klęczek. — Przejrzymy to wszystko jeszcze raz. Razem. Ja to tylko tak przerzuciłam... Tak trudno mi się zdecydować...
‘— Wiem, babciu, wiem! — śmieje się Magda. — Ale pomyśl! Teraz nowa epoka! Prawie XXI wiek! Widziałaś w telewizji reportaż z Expo 70? Widziałaś domy, miasta przyszłości? Zresztą, co ci będę... Przeciesz wiesz. Tyle się o tym pisze w gazetach, nawet śpiewa w piosenkach... A tu u ciebie — takie muzeum! Cudowne muzeum, babciu! — dodaje Magda i jarzą jej się oczy. — Dasz mi to, co ci już będzie niepotrzebne, babciu? Dasz? Kochana!... Ach, jak dobrze, że zdążyłam na to sprzątanie szafy!
I po chwili rozległy się dwa głośne, błagalne pocałunki.
Celina Źmihorska
Ilustr. Helena Matuszewska
|