Czy i na ile lo nam się uda, odpowiedzą na to następne strony tej pracy.
Długa jest droga ludzkości do pojęcia świątyni. Prymitywny zbieracz pełzający za żywnością po ziemi, kiedy tylko doszedł do przekonania, że coś innego poza jego fizycznymi siłami może mu w jego nędznej egzystencji pomóc, kiedy stworzył magię, zaczął ją otaczać specjalną atmosferą. Dotyczyło to zwłaszcza miejsca, gdzie dokonywano zabiegów magicznych. Jeśli był w tym szczęśliwym położeniu, że obok znajdowały się jaskinie, z których zresztą korzystał już, zakładając tam pewne i bezpieczne obozowiska, wybierał najbardziej odległe ich zakątki dla dokonywania swoich niezwykłych zabiegów. Tu w mroku, gdzie nie dochodziło światło, dzięki swemu malarstwu, umiejętnościom obserwacji i rysunkom stworzył pierwsze kultowe wyobrażenia. Rodził się zalążek sztuki sakralnej. Mijały lata i mijali ludzie. Coraz nowe grupy dokładały swe rysunki w miejscu jedynym w całej okolicy. Tworzył się więc nieświadomie rodzaj świątyni. Później, kiedy człowiek wyszedł z jaskiń, zapomniano o nich. Nie były już potrzebne. Odkrywano je dopiero często w sposób przypadkowy. Człowiek współczesny odkrywał i stawał zdumiony artyzmem dawnego twórcy. Starał się odczytać znaczenie tych rysunków, odtworzyć to, co mogło tu się dziać. Rozpoczęły się gorączkowe spory naukowców nad każdym rysunkiem, niemal nad każdą kreską w nim zawartą.
Cóż jednak miał robić ten człowiek, który jaskiń w okolicy nie napotkał? Ten, który w wiecznej ówczesnej wędrówce przybył na przykład na Niż Polski. Wraz z ocieplaniem się klimatu uparcie parł na północ za ciągnącymi tam stadami reniferów. I on musiał oddawać się podobnym praktykom, i jemu były one potrzebne dla osiągnięcia pomyślności. Musiał improwizować. Przedmioty potrzebne do zabiegów magicznych nosił ze
sobą: owe dziwne skórj?, owe dziwne nakrycia głowy, owe piszczałki, bębenki, może specjalnie zdobione oszczepy używane do zadawania kultowych ciosów. Tak zapewne stopniowo narodziła się specjalna skrzynia, może wcześniej worek skórzany, która u ludów pasterskich z czasem przerodziła się w obiekt znany z Biblii jako arka przymierza.
W ciągłej wędrówce trudno było o miejsce, gdzie można by utrwalić potrzebne rysunki. Nie sprzyjał temu tc-ren piaszczysty, gdzie wszystko zamazywał pierwszy deszcz czy silniejszy wiatr. Tu trzeba było tworzyć owe rysunki wciąż na nowo. Nie było tu tajemniczości dawnych jaskiń, ich mroku dodającego swoistej urody obrzędom. Pomysłowość ludzka jest jednak nie do pokonania. Brak było jaskiń, ale w okolicy mogło być mało dostępne wzniesienie, gdzie trudno się dostać, miejsce wyjątkowo eksponowane, wyspa na jeziorze, duże stare drzewo oznaczające miejsce wybrane do magii. Kto wie, czy istniejący do dnia dzisiejszego pęd do urządzania ośrodków kultu w miejscach eksponowanych nie narodził się w mentalności człowieka w owych zamierzchłych czasach. Kto wie, czy dzisiaj współczesny pielgrzym pracowicie wspinający się na to czy owo wzniesienie, dążący nad tamto czy inne święte jezioro, ciągnąc do wiecznie zielonego drzewa nie powtarza tylko dawnych kroków swych myśliwskich poprzedników, którzy pierwsi dostrzegli owo miejsce, uznali je za wyjątkowe, pierwsi nadali mu miano cudownego. Póżni&j zmieniały się tylko pojęcia, nazwy, wyposażenie, ale miejsce pozostawało to samo i tak trwało przez wieki. Trudno było oderwać ludzi od przyzwyczajeń, tak jak trudno jest zawrócić rzekę w jej odwiecznym korycie.
W wiecznej wędrówce pierwotnego człowieka historia daje znak STOP. Jest nim rzecz niepojęta, małe ziarno zboża, a właściwie wówczas jeszcze trawy. Raz
S3