- lak, mamy inne zdanie w wielu sprawach. - Wpatry wał się w moje oczy. - Naprawdę dałaś' mi popalić. Naj pierw beztroską przyznajesz, że masz chłopaka wampira. a potem mów^ wszystkim, że próbowałem cię przelecio Co będzie dalej? Wyciągniesz kutasa i oznajmisz, że jestri facetem?
Jego cierpki ton nie pobudzał do wesołości, ale uśmiecli nęłam się lekko.
- Kiedy ktoś przypiera mnie do muru, pokazuję pazu ry. Wiesz o tyrą. Chciałabym tylko, żebyście wy wszyscy mieli trochę wi^ry. Zależy mi na moim oddziale i na pracy, którą wykonują. Gdyby tak nie było, po co miałabym si«; palcować w to całe gówno?
Tatę się skrzywił.
- Mogłaś osikać Dona, ale nie mnie, Cat. Widziałem dzisiaj twoją t\Varz. Nigdy do nikogo tak się nie uśmiechałaś, jak do tamtego wampira. Dlatego nie wierzę, /< wpakujesz się w kłopoty. Już to zrobiłaś.
llones zjawił się u mnie punktualnie o siódmej następnego dnia. Zamierzaliśmy wyjść na wczesną kolację, a potem l^dzieś się zaszyć - przynajmniej do rana. Poprzedniego wieczoru, gdy tylko opuściłam ośrodek, Don zarządził moją całodobową obserwację. To trochę popsuło nastrój,
. It likatnie mówiąc. Dla lepszego efektu prawdopodobnie kierowali również na mój dom mikrofony.
Wkurzyłam się strasznie. Czy Don sobie myślał, że jeśli /(»stawi mnie bez nadzoru, od razu zacznę zwoływać wiece nicumarłych i rozdawać plany ośrodka każdej istocie bez l»nlsu? Gdyby Don nie wyznawał zasady „większego dolna”, bez zastanowienia rzuciłabym tę robotę.
Wciąż jeszcze byłam zła, kiedy otworzyłam drzwi, żeby wpuścić Bonesa... i wytrzeszczyłam oczy.
Miał na sobie dopasowane czarne spodnie i ciemnonie-l»icską koszulę, a jego skóra aż lśniła, kontrastując z ciemną i luniną. Całości dopełniał czarny skórzany płaszcz, luźno ■arzucony na ramiona. Właśnie to okrycie przykuło moją uwagę. Było długie, prawie do połowy łydek.
181