44 Wprowadzenie
Otóż, jak zamierzam wykazać, stanowisko to nie jest więcej warte od poglądów Bacona, a odpowiedź na pytanie o źródła wiedzy świadczy przeciwko empiryzmówi; co więcej, cały problem źródeł ostatecznych - źródeł, do których można by się było odwoływać jak do wyroku sądu najwyższego lub najwyższego autorytetu - jest źle postawiony, płynie z błędu.
Zacznę od wykazania, że gdybyśmy rzeczywiście zaczęli dociekać źródeł informacji korespondenta „The Times”, nigdy nie doszlibyśmy do obserwacji poczynionych przez świadka, w których istnienie wierzy empirysta. Przekonalibyśmy się raczej, że wraz z każdym krokiem liczba niezbędnych kolejnych kroków rosłaby lawinowo.
Weźmy jako przykład tego rodzaju twierdzenie, kiedy rozsądnemu człowiekowi wystarczy odpowiedź „przeczytałem o tym w „The Times”. Niech to będzie, dajmy na to, informacja „Premier postanowił wrócić do Londynu kilka dni przed wyznaczonym uprzednio terminem”. Załóżmy, że ktoś wątpi w to twierdzenie i chce sprawdzić jego prawdziwość. Cóż zatem uczyni? Jeśli ma znajomego w kancelarii premiera, to najprościej będzie zatelefonować do niego. Jeśli znajomy potwierdzi informację, uzna sprawę za rozstrzygniętą.
Innymi słowy, badacz będzie próbował, jeśli to tylko możliwe, sprawdzić samemu stwierdzony fakt, a nie szukać źródła informacji. Zgodnie z teorią empirystyczną stwierdzenie „przeczytałem to w «The Times»” jest tylko pierwszym krokiem procedury uzasadnienia polegającej na dociekaniu ostatecznego źródła. Jaki zatem będzie krok następny?
Są co najmniej dwa. Pierwszy polegać będzie na spostrzeżeniu, że „przeczytałem to w «The Times»” to również twierdzenie, i zapytaniu zatem „Skąd wiesz, że przeczytałeś to właśnie w «The Times», a nie w jakimś innym podobnym piśmie?”; drugi natomiast na zapytaniu redakcji „The Times” o źródło informacji. Odpowiedź na pierwsze pytanie brzmieć może: „prenumeruję tylko «The Times» i przynoszą mi go co rano”, co pociągnie za sobą mnóstwo kolejnych pytań o źródła, których nie będę już wymieniał. Drugie pytanie pociągnąć może odpowiedź: „mieliśmy telefon z kancelarii premiera”. Aby zgodnie z empirystyczną procedurą uzyskać raport obserwacyjny, powinniśmy teraz zapytać: „kto odebrał telefon?”, i z kolei zapytać tę osobę „skąd wiesz, że głos, który słyszałeś przez telefon, był głosem odpowiedzialnego urzędnika kancelarii?” itd.
Powód,, dla którego ta nudna sekwencja pytań nigdy nie doprowadzi' do zadowalającego wniosku, jest dość prosty. Każdy świadek w swym sprawozdaniu musi korzystać ze swej wiedzy o osobach, miejscach, okolicznościach, zwyczajach językowych, konwencjach społecznych itd. Nie może polegać jedynie na własnych oczach i uszach, zwłaszcza gdy sprawozdanie to ma być użyteczne do uzasadnienia jakiegoś twierdzenia, które warte jest uzasadniania. To zaś musi z kolei pociągać dalsze pytania o źródła tych elementów jego wiedzy, które nie mają bezpośrednio obserwacyjnego charakteru.
Z tego powodu program dociekania obserwacyjnych źródeł wszelkiej wiedzy jest logicznie niemożliwy do przeprowadzenia, prowadzi do regresu ad infinitum. (Doktryna prawdy oczywistej przecina ten regres. Jest to o tyle interesujące, że tłumaczyć może jej atrakcyjność.)
Na marginesie chciałbym zauważyć, że argument ten jest ściśle związany z innym, wskazującym, iż wszelki wynik obserwacji jest rezultatem jej interpretacji w kategoriach posiadanej wiedzy teoretycznej, czyli że wiedza czysto obserwacyjna, nieprzekształcona przez teorię, gdyby w ogóle była możliwa, byłaby jałowa i próżna.
Program poszukiwania źródeł, pomijając to, że jest nudny, popada w uderzającą sprzeczność ze zdrowym rozsądkiem. Kiedy bowiem powątpiewamy w jakieś twierdzenie, to nor-