Ale jak to się ma do naszego Okularnika i Niepozornego? Otóż najprawdopodobniej - nijak. Sęk w tym, że łatka „wahhabity” może zostać przypięta w Dagestanie każdemu „zbyt” gorliwemu muzułmaninowi. Przede wszystkim tym myślącym niezależnie, mającym własne poglądy, krytykującym świeckie i religijne władze. Nosisz brodę - jesteś „wahhabitą”. Nie pijesz, nie chodzisz na panienki - jesteś „wahhabitą”. Odprawiasz pięciokrotny namaz, nie kradniesz państwowej własności, a więc jesteś potencjalnym terrorystą.
Po co to wszystko? Nie chodzi tu bynajmniej o przesadne dbanie o bezpieczeństwo. Za kilka dolarów można przewieźć przez którykolwiek z niezliczonych posterunków dagestańskiej milicji nie tylko bombę albo kałasznikowa, ale i kamaza z uzbrojonymi po zęby bojownikami. Władzom potrzebny jest wróg wewnętrzny, którym można straszyć nie tylko mieszkańców republiki, ale i władze w Moskwie. Na których zwalić można każde przestępstwo, każde zabójstwo będące w rzeczywistości wynikiem walki o władzę. I „dzięki” którym zwalczać można wszystkich niezależnie myślących, wszystkich, którzy dla władz w jakikolwiek sposób nie są wygodni. Na przykład dziennikarzy bądź obrońców praw człowieka. Wystarczy ogłosić, że są zakamuflowanymi „wa-hhabitami” lub tychże potajemnie wspierają. Od ilości złapanych „wahhabitów” zależą też awanse, dodatkowe pieniądze na „walkę z terroryzmem”, dodatkowe kompetencje. Prawdziwa kura znosząca złote jajka.
*
Za rozpętaną pod koniec lat dziewięćdziesiątych i trwającą do dziś wojną z „wahhabizmem” w Dagestanie stoją nie tylko władze świeckie. Inicjatorem walki z „wahhabizmem” było także oficjalne duchowieństwo muzułmańskie oraz przywódcy bractw sufickich zwani szejchami bądź ustazami. Zarówno imamowie i mułłowie skupieni pod skrzydłami Duchownego Zarządu Muzułmanów Dagestanu, jak i szejchowie, widzieli w powstających po rozpadzie ZSRR nowych prądach i ugrupowaniach w łonie islamu - w tym również tych radykalnych, rzeczywiście odwołujących się do ideologii Abd al-Wahhaba - śmiertelne zagrożenie dla własnej pozycji społecznej i... własnych dochodów.
Duchowny Zarząd to spadkobierca zinfiltrowanych i w pełni kon-(rolowanych przez KGB oficjalnych struktur islamskich z czasów radzieckich, głoszących przeszczepiony z chrześcijaństwa i będący de facto herezją w islamie ścisły rozdział religii od państwa. Islam nie wyznaje bowiem zasady „cesarzowi, co cesarskie, a Bogu, co boskie”. W islamie wszystko ma być boskie, czyli takie, jak nakazał Allach. Szejchowie, mający poniekąd wielkie zasługi dla przechowania wiary w czasach wojującego ateizmu, to z kolei dziadkowie, dla których islam jest zbiorem rytuałów i ludowych tradycji, z których tylko część ma związek z klasycznym islamem. Pozostałe to miejscowe zwyczaje wywodzące się prawdopodobnie jeszcze z czasów pogańskich. I jedni, i drudzy nie grzeszą pogłębioną wiedzą teologiczną. I jedni, i drudzy mają prostą odpowiedź na wszelkie dylematy natury religijnej i moralnej: słuchać mądrzejszych od siebie, to znaczy nas - nauczycieli prostego ludu. Wyłączyć mózg, nie kombinować, tylko słuchać rad duchownych i wykonywać ich polecenia. No i oczywiście słono płacić za wszelkie usługi religijne.
W takiej sytuacji każdy niezależnie myślący muzułmanin musiał być przez nich traktowany jako zagrożenie. Każda niezależna organizacja islamska próbująca publicznie głosić własne poglądy musiała nadepnąć im na odcisk. Szczególnie jeśli ustami swoich przywódców, za pośrednictwem wydawanych przez siebie gazet i książek, krytykowała na każdym kroku imamów i szejchów, zarzucając im naruszanie tawhidu, czyli ścisłego monoteizmu, nakazu oddawania czci wyłącznie Allachowi („Nie będziesz miał bogów cudzych przede mną...”) poprzez przypisywanie sobie jego cech (na przykład możliwości czynienia cudów). Gdy mówiła otwarcie, że zgodnie z zasadami islamu między Bogiem a człowiekiem nie może być żadnych pośredników. I gdy zarzucała szanowanym dotąd w lokalnych społecznościach imamom w papachach i siwobro-dym starcom, że więcej wiedzą o ludowych, pogańskich obyczajach i gusłach niż o Koranie, sunnie i szarijacie. Że sami nie znają własnej religii i utrzymują ludzi w ciemnocie.
Te bardzo radykalne i jednoznaczne poglądy padały w wielu środowiskach na podatny grunt. Szczególnie wśród ludzi młodych.
57