autorytet”, w ostatnich latach często używany jest jednak również na określenie najbardziej znanych bandytów). A jednocześnie jest to prosty, niewykształcony chłopak, którego, podobnie jak całe pokolenie młodych Czeczenów, wychowała pierwsza wojna rosyjsko-czeczeńska, w której walczył po stronie bojowników.
A jak z jego lojalnością wobec Moskwy? Dobre pytanie, na które trudno udzielić jednoznacznej odpowiedzi. Ramzan dobrze żyje z władzami w Moskwie - prawie jak na bilbordach, na których obejmuje się z Putinem. Nie wysuwa żądań niepodległościowych, podkreśla przynależność republiki do Federacji Rosyjskiej. A więc rosyjski patriota? Jedynie formalnie. De facto Ramzan Kadyrow wypracował dość dużą niezależność od Moskwy i różnymi sposobami stara się zmniejszać wpływy rosyjskie w republice. Poza, rzecz jasna, wpływami z budżetu rosyjskiego, o które skrupulatnie zabiega. Podobnie jak jego ojciec, nie dąży do niezależności formalnej, ale faktycznej - szczególnie w sferze gospodarczej, co częściowo udało mu się osiągnąć. W przyszłości chce przejąć kontrolę nad złożami ropy, które w chwili obecnej pozostają poza jego zasięgiem, oraz doprowadzić do przynajmniej częściowego wyprowadzenia wojsk federalnych z republiki. Póki co, dzięki staraniom Ramzana w połowie kwietnia 2009 roku w Czeczenii zniesiono reżim operacji antyterrorystycznej, który krępował republikańskie władze i ograniczał ich kontakty z zagranicą. Jednym z pierwszych rezultatów zniesienia reżimu było nadanie lotnisku w Groźnym statusu lotniska międzynarodowego. W listopadzie 2009 roku wystartował pierwszy samolot i wziął kurs na... Arabię Saudyjską.
Wiedząc o zbrodniach popełnianych przez Ramzana i jego ludzi, trudno przychylnie patrzeć na reżim Kadyrowa. Uwzględniając jednak sytuację w regionie, póki co jest to rozwiązanie, które może gwarantować jako taki spokój. Pozostaje pytanie - na jak długo? I czy Moskwie w przyszłości nie będzie trudniej poradzić sobie z niepokorną republiką, gdy pozostaną w niej sami „pokorni” i poddani, ale nie Putinowi, tylko Kadyrowowi i Allachowi?
- Nazywam się Ibragim. Oto mój paszport - mówi jegomość w papasze. - Takie dziś czasy Nikomu nie można ufać.
Trochę się nie odnalazłam, pewnie też powinnam była pokazać swoje dokumenty Wsiadamy do wołgi.
- Pamiętajcie - odtąd jesteście moimi krewnymi z Dagestanu. Wasz ojciec to syn ciotecznego brata mojego stryja. Tak was przedstawię swoim znajomym - mówi Ibragim.
- Trochę się źle ubrałyście jak na pielgrzymkę - wszystkie intymne miejsca powinny być zakryte. Ale zaraz coś wymyślimy
Po chwili do samochodu podbiega kobieta i podaje nam czarne ciepłe podkolanówki, które niewątpliwie zakryją nam kostki. Problem intymnych miejsc zostaje rozwiązany
- Nasze zwyczaje znacie? Cały czas zachowujcie się tak, jak ja.
W Czeczen-aule, od którego ponoć nazwę wzięła cała Czeczenia,
dosiada się dwóch starszych mężczyzn. Ibragim przedstawia nas po czeczeńsku. Grzecznie kiwamy głowami, nieśmiało się uśmiechając. Broń Boże jakieś podawanie rąk czy dłuższe pozdrowienia. Kaukaskiej kobiecie to nie przystoi.
Pierwszy test ze znajomości zwyczajów mamy już po chwili. Mijamy cmentarz. Kierowca wycisza muzykę. Pasażerowie podnoszą dłonie na wysokość serca. Modlą się szeptem, a następnie robią znak obmycia twarzy Niezgrabnie próbujemy naśladować ich ruchy. Po chwili kierowca wybawia nas od dłuższych rozmów z towarzyszami podróży, jak dotąd chyba nieświadomymi naszego kamuflażu. Włącza na cały regulator czeczeński zikr - kolektywnie śpiewaną modlitwę, będącą najważniejszym obrzędem najpopularniejszego w Czeczenii bractwa sufickiego Kadirija. Rytmiczne La illaha illa Llah, wspomagane donośnymi głosami Stańków, towarzyszy nam w drodze na czeczeńską prowincję.
199