porozumieniem. Kównież świadomość religijna może obecnie przypomnieć filozofii transcendentalnej o spojrzeniu samokry-tycznym, które rzeczowo zbliża się do argumentacji filozoficzno--transcendentalnej, lecz nierzadko usuwa się z poła widzenia jej przedstawicielom. Gdy człowiek religijny wyraża podejrzenie, że rozumiany w sposób filozoficzno-transcendentalny Bóg jest „Bogiem uczynionym przez samego siebie”, wówczas przypomina on filozofom o tym, że refleksja transcendentalna myli się, sądząc, że wytwarza warunki możności transcendentalności ludzkiej, zamiast uważać je zą warunki zastane, jak również za warunki wszystkich jej aktów reflektywnych.
Już z argumentacji Kanta można było wyprowadzić pogląd, że idee są wprawdzie koniecznymi, ale nie zawsze wystarczającymi warunkami do tworzenia świata przedmiotów, bowiem owe cele, którymi musi się kierować język, jeśli z materiału poszczególnych informacji zmysłowych ma tworzyć uporządkowaną całość przedmiotów i związków przedmiotowych, same w sobie jeszcze nie gwarantują, że człowiek w swym poglądzie i myśleniu, chceniu i działaniu może również to, co myśl stawia mu przed oczy jako zadanie. A przy tym granica owej „możności” jest natury nie tylko psychologiczno-empirycznej, lecz także transcendentalnej. Ponieważ rozum, który stawia sobie swe własne zadania, szkicując cele lub myśli, potwierdza wprawdzie tym samym swoją autonomię, jednakże w tym samym procesie popada w sprzeczność ze sobą samym i jak mówi Kant, posiada „zawsze swoją dia-lektykę” (Kant KpV, A. 192). Natomiast rozwiązania tych sprzeczności rozum nie może żądać z góry od siebie samego, jak ma to miejsce przy ideach (por. Kant Diss. § 1.1); to zaś, że dialektyka używania rozumu zostanie pokonana, człowiek może jedynie
przypuszczać.
Gdy idee są obrazami celów, w których rozum upatruje własnych zadań, postulat określa wówczas treść nadziei, której spełnienia rozum sam nie jest w stanie zapewnić, z pewnością jednak musi je założyć, jeśli ma zdążać do wypełnienia postawionych sobie zadań. Jeśli ostatecznie sam zaplącze się w swe własne sprzeczności, wówczas sam siebie przekreśli jako rozum. Nauką zaś omowych treściach nadziei stanowi, już od czasów kantow-skiej krytyki praktycznego rozumu, centralną treść filozoficznej
174
nuuki o Bogu, która posługuje się metodami transcendentalnymi. . Skoro więc usiłuje się za pomocą metod transcendentalnych kreśr-lić taką naukę o Bogu, filozofia transcendentalna przypomina sobie swój własny, chwilowo zapomniany pogląd, że rozum musi
mieć. nadzieję na to, co poprzedza sprawczo wszystkiejegorzdól-,VK pości.tworzenia.
Filozofia transcendentalna, która zapomina o swej dialektyce, przekształca się w ideologię samoutwierdzania się. Wszystko co może się zdarzyć, z góry już „zawarte jest” w niezmiennej, o^ dawna znanej strukturze form poglądowych, pojęć i myśli.
Przeciwko filozofii transcendentalnej, która w taki sposób podpada w sprzeczność z samą sobą, kieruje się w nowszych czasaclf często wysuwane podejrzenie, że upodabnia się ona do „jeża”, który ongiś do „zająca” dobiegającego kresu swej drogi (tj. w doświadczeniu zdobywanym w „bruzdach” życia) zawołał: „Jestem cały czas tutaj”, a który w ten sposób nie zadaje sobie trudu poznania treści doświadczeń w ich różnorodności i niesystema-tyczności. Filozofia transęejąęlentąlna, która podejmuje próbę, rozwijania...nauki o postulatach rozumu i zawierającej się w niej .filozoficznej nauki o Bogu, przypomina więc diaiektykę rozumu, którą wprawdzie odkrył już Kant, która jednak zbyt często zapominana była przez filozofów transcendentalnych. I będzie ona w dalszym ciągu podkreślać, że rozum ludzki pozostaje skazany na doświadczenia, w których ta jego dialektyka w nieprzewidziany sposób zostaje pokonana, gdy człowiek dobrowolnie dotrzymuje postulatów nadziei.
Filozofia transcendentalna, która nie rozróżnia zadań stawia-nych przez rozum samemu sobie i nadziei, tam gdzie ich sam spełnić nie może, staje się gwałtownym utopizmem. Ten zaś przg-kgafcgjca postulaty nadziei w „żądania” stawiane światu, który tam, gazie nie pózwala się"1Tzywac^ materiał do urzeczywistniania rozumnie postawionych celów, musi być zniszczony jako „zła rzeczywistość”. Postulaty nadziei jawią się wówczas jako podstawy prawne praktyki, która chce sprawować sąd nad tym złym światem. Taka przemiana postulatów nadziei ukierunkowanej na Boga w żądania, które zostają oskarżone wobec „złej rzeczywistości”, podejmowana jest przykładowo w Blocha
175
1.