100 Harold Pinter
STANLEY (stanowczo)
Nie przyjdą.
MEG
Czemu nie?
STANLEY
Bo nie przyjdą. Dlaczego wczoraj nie przyszli, skoro mieli przyjść? MEG
Może zabłądzili gdzieś po ciemku. Nie tak łatwo znaleźć po ciemku.
STANLEY
Nie przyjdą. To jakiś kawał. Wybij to sobie z głowy. To fałszywy alarm. Fałszywy alarm, (siada przy stole) Gdzie moja herbata? MEG
Zabrałam ją. Przecież jej nie chciałeś.
STANLEY
Co to znaczy — zabrałaś?
MEG
Zabrałam.
STANLEY Dlaczego ją zabrałaś?
MEG
Nie chciałeś jej przecież.
STANLEY
Kto powiedział, że jej nie chciałem?
MEG
Sam powiedziałeś.
STANLEY
Kto ci pozwolił zabrać moją herbatę?
MEG
Nie chciałeś jej pić.
STANLEY (wpatrując się w nią, cicho)
Co ty sobie myślisz — do kogo ty mówisz?
MEG (niepewnie)
Co?
STANLEY Chodź tu.
MEG
Co chcesz powiedzieć?
STANLEY Podejdź tu do mnie.
MEG
Nie.
STANLEY
Chcę cię o coś zapytać.
Meg wierci się niespokojnie, ale nie podchodzi do niego.
No!
Pauza.
Dobrze. Mogę równie dobrze zapytać się stąd. (spokojnie) Niech mi pani powie, pani Boles, czy w chwili, gdy pani zwraca się do mnie, zadaje pani sobie kiedykolwiek pytanie, do kogo pani mówi? Co? Milczenie. Stanley jęczy, zgina się wpół, zakrywa twarz rękami. MEG (cienkim głosikiem)
Nie smakowało ci śniadanie, Stan? (podchodzi do stołu) Stan? Kiedy znów zagrasz na fortepianie? (Stanley jęczy) Tak jak dawniej? (Stanley jęczy) Lubiłam patrzeć na ciebie, jak grałeś na fortepianie. Kiedy znów zagrasz?
STANLEY Nie mogę przecież.
MEG
Dlaczego?
STANLEY
Nie mam fortepianu.
MEG
Chciałam powiedzieć — jak wtedy, kiedy pracowałeś. Na tamtym fortepianie.
STANLEY
Idź już po te zakupy.
MEG
Ale nie musiałbyś wyjechać, gdybyś miał pracę, prawda? Mógłbyś grać na molo.
STANLEY (patrzy na nią, po czym mówi beztrosko)
Yy... właśnie zaproponowano mi pracę.
MEG
Co mówisz?
STANLEY
Tak. Rozważam tę propozycję.