BARONOWA Siadaj!
Bierze ją za rękę i siłą sadza z powrotem.
ONKA (na pograniczu łez) Ty tego nie możesz zrozumieć... Ty nie rozumiesz, że są małżeństwa udane, takie jak...3 takie co... takie, w których...
Nie może się dłużej powstrzymać i płacze na dobre. Baronowa zdejmuje jej kapelusz, gładzi po głowie, podaje chusteczkę.
BARONOWA Nie chciałam cię urazić. Każdy ma swoje kłopoty, to całkiem naturalne. Ale ty wiesz o moich, dlaczego ukrywasz swoje? Dlaczego nie chcesz się przyznać? ONKA Do czego?
BARONOWA Dziecko, po co przede mną ta komedia. Obie jesteśmy nieszczęśliwe.
ONKA Ja jestem szczęśliwa... (płdcze)
BARONOWA Aha, a ziemniak?
ONKA Przestań! '
BARONOWA Myślałaś, że ci się uda? Wysłuchać mnie i nic, odejść sobie z poczuciem wyższości? Proszę, co też to inne spotyka... Ale ja jestem lepsza, ja jestem po bezpiecznej stronie. Nie ze mną, kochanie, nie ze mną...
ONKA Nieprawda!
BARONOWA A cóż to, bronisz się? Uważaj, bo powiem coś jeszcze...
ONKA Chcesz mi dokuczyć, Za to, że, za to, że... BARONOWA Ty mi zazdrościsz.
Orika odsuwa się od niej gwałtownie.
ONKA Ja? Tobie! No nie, tego już za wiele.
BARONOWA Tak, tak, zazdrościsz mi. Oddałabyś całe to twoje ziemniaczane szczęście zaraz, natychmiast, byle tylko odczuwać to samo, co ja. Odczuwać cokolwiek. ONKA To przechodzi wszelkie pojęcie!
BARONOWA Ja jestem nieszczęśliwa,. ale żyję. Ty jesteś nieszczęśliwa, ale martwa. Co lepsze z dwojga złego? (Onka zrywa się z ławki, naciska kapelusz na głowę i wybiega z altany) Kwiaty!
Onka zawraca. Baronowa podaje jej bukiet i parasolkę. Onka wyrywa jej bukiet, i biegnie na ganek. Zatrzymuje się przy Baronie, który podnosi głowę żndd gazety.IRzuca bukiet przed Baronem na stół i wbiega do domu. Baron patrzy za nią zdziwiony. |
Baronowa podchodzi do ganku. Otwfera parasolką i kręci nią. Parasolka w ręku Baronowej Wiruje jak karuzela. BARON Co jej sią stało?
BARONOWA Nic szczególnego. Kocha sią w tobie.
W y ciemnienie.
SCENA 3
Popołudnie. Lewa strona w słońcu, prawa w cieniu. Po lewej stronie, na jotelu, siedzi Baronowa i czyta książką. Z prawej, z głąbi, spoza altany, wchodzi Student. Jak zwykle w rąkawiczkach. Baronowa podnosi głową znad książki i obserwuje go. Student zbliża sią do ganku nie zwracając na nią uwagi.
BARONOWA Dzień dobry.
Student zatrzymuje sią.
STUDENT Dzień dobry.
BARONOWA Dlaczego pan nie był na obiedzie? (Student wykonuje nieokreślony gest) Nie jest pan głodny? STUDENT Nie.
BARONOWA Zauważyłam, że nic pan prawie nie je. Proszą, niech pan siada. (Student siada na wolnym krześle. Splata i rozplata ręce) Dlaczego? Ma pan jakieś zmartwienie? I -
STUDENT Nie.
BARONOWA Wiąc czemu? W pańskim wieku...
STUDENT Brzydzą sią.
BARONOWA Jedzenia? fó STUDENT Jedzenia i w ogóle.
BARONOWA W ogóle czego?
STUDENT Siebie.
BARONOWA Co też pan opowiada! Jest pan młody, zdrowy, silny... Rozumiałabym jeszcze, gdyby pan był kaleką. Gdyby pan miał garb albo coś podobnego. Ale tak... STUDENT To wszystko jedno.
BARONOWA No, chyba pan przyzna, że jest pewna różnica.
STUDENT Na wierzchu. Ale tu... (wskazuje swój brzuch) BARONOWA Gdzie, nie widzą.
STUDENT W środku.
BARONOWA Wybaczy pan, ale w dalszym ciągu nie dostrzegam. Jest pan szczelnie zapięty.