ły się na równe nogi i mówiły nauczycielowi to, co chciał usłyszę® Te dzieci siedziały z przodu klasy, blisko tablicy; w ostatnich ław-i kach siedzieli uczniowie „powolniejsi”: gruby Ivor Jones, chyba je-j szcze mniej łubiany ode mnie, który co dzień podczas przerwy na bo-| isku szkolnym, niemal tradycyjnie, doprowadzany był do płaczu,] a także niechlujna i wiecznie zasmarkana Wendy Wodehouse, ubra-3 na w brudną sukienkę, śmierdząca i tak spragniona uczucia, że za-i wsze gotowa była opuścić majtki w toalecie, gdy się ją o to poprosili ło, a jak głosiły plotki, inne rzeczy też robiła. Ivor Jones i Wendy! Wodehouse byli moimi najbliższymi sąsiadami na końcu klasy, leczi absolutnie nic nas nie łączyło; wręcz przeciwnie, nienawiść, jaką do ] siebie czuliśmy, znacznie przewyższała niechęć, jaką darzyły nas in-j ne dzieci, bo stanowiliśmy dla siebie nawzajem ucieleśnienie wła-| snej beznadziejnej izolacji. Wątpię, by ktoś za mną tęsknił, kiedyl przestałem chodzić do szkoły; w dzienniku została tylko długa ko-1 lumna wpisanych nieobecności i puste miejsca na oceny za kolejne! prace domowe. Nikt się tym nie przejmował.
W sobotnie wieczory matka z ojcem zawsze szli do pubu razemi Z okna mojego pokoju, gdzie za każdym razem siadałem z łokciami] na parapecie i podpartą brodą, widziałem, jak wychodzili tylnymi1 drzwiami, przecinali podwórko i mijając furtkę, znikali w zaułku. Zawsze siadali przy tym samym małym stoliku w tańszym barze,! w pobliżu kominka. Nie mieli sobie wiele do powiedzenia; co jakiś czas ojciec podchodził do kontuaru i właściciel, niejaki Ratcliff, obsługiwał go.
— Jeszcze raz to samo, tak, Horace? — pytał, a ojciec przytakiwał i z papierosem w ustach zaczynał przetrząsać kieszenie w poszukiwaniu drobnych.
Już wspomniałem, że przez ostatnie dwadzieścia lat mieszkałem w Kanadzie. Nie zamierzam o tym okresie nic pisać, z wyjątkiem jednego: spędziłem wiele czasu, tam, w Kanadzie, rozmyślając o wydarzeniach, które tu opisuję, i doszedłem do pewnych wniosków, których z oczywistych względów nie mógłbym wcześniej wyciągnąć; ujawnię je w dalszej części opowieści. Jeżeli chodzi o moment, kiedy ojciec po raz pierwszy zobaczył Hildę Wilkinson, to mam wrażenie, że najpierw ją usłyszał, a dopiero potem ujrzał — była bardzo hałaśliwa (zwłaszcza z drinkiem w ręku) i miała nieco zdarty głos, coś
P(Y rodzaju chrypki, którą mężczyźni niekiedy uważają chyba za ft(fikcyjną. Wyobrażam sobie ojca siedzącego sztywno Pod Psem na twnrdym krześle przy kominku, podczas gdy na drugim końcu baru, W grupie ożywionych pijących stoi Hilda. W pomieszczeniu rozbrzmiewa jej śmiech, po raz pierwszy docierając do świadomości mego ojca. Widzę go zaskoczonego, widzę, jak odwraca się, ze zmar-UBOZOnymi brwiami próbuje zlokalizować źródło hałasu — nie jest to In twe, bo pub jest pełen ludzi, a na dodatek ojciec nie zabrał z domu okularów. Jest zbyt ostrożny, by zdradzić się przed matką lub kim Innym ze swoim zainteresowaniem, więc tego wieczoru tworzy swój wizerunek Hildy z gromadzonych ukradkowych spojrzeń krótkowidzu, rzucanych w drodze do baru lub do łazienki — w grupie gości miga mu może przed oczami jej szyja (zaróżowiona od ciepła i alkoholu), tył głowy, włosy blond, zaczesane do góry i spięte w niechlujny kok; albo nieco później widzi jej dłoń i grube palce obejmujące kieliszek słodkiego wina i podtrzymujące papierosa; albo też wpatrując się niby to nieobecnym wzrokiem w podłogę, dostrzega bladą kostkę i stopę w znoszonym, skórzanym bucie na wysokim obcasie ■— i przez cały czas słyszy jej zdarty głos, przechodzący w chrapliwy nieco śmiech.
, Kiedy wracali do domu, podkute buty ojca stukały głośno o bruk zaułka, a on wciąż miał przed oczami te części ciała roześmianej kobiety z baru. Tej nocy rodzice współżyli ze sobą, jak zawsze w sobotę, ale nie sądzę, by któreś z nich włożyło w to choć odrobinę serca. Matka miała głowę pełną własnych problemów, a ojciec wciąż myślał o swojej blondynie; i w swych fantazjach, wydaje mi się, że kopułowa! z nią, nie z matką.
Następnego dnia wieczorem znów poszedł Pod Psa, a ruch był na tyle niewielki, że Ratcliff mógł sobie pozwolić, by z ramieniem opartym na kontuarze wypić z ojcem małą whisky i wymienić spostrzeżenia na temat sobotniego meczu piłki nożnej. Właśnie w trakcie tej pogawędki ojciec dostrzegł mimochodem w sąsiednim pomieszczeniu szeroką, zaczerwienioną twarz i burzę blond włosów; -chwilę później usłyszał hałaśliwy głos Hildy. Natychmiast zapłonął w nim gorący ogień i w jednym momencie stracił zainteresowanie rozmową z właścicielem pubu.
— Klientka, Emie — wymamrotał i wskazał bar obok, a Ratcliff popatrzył ponad jego ramieniem.
- 23 -