Zerwałam się na równe nogi.
— O cholera! - W panice próbowałam rzucić się do drzwi, ale potknęłam się o krzesło, którego nie zdążyłam odsunąć do końca. I tyle, jeśli chodzi o refleks półwampi ra. Kątem oka dostrzegłam Bonesa.
— Hej, co ty wyprawiasz?
Bones tymczasem przeszedł do salonu i spokojnie roz siadł się na kanapie.
- Zostaję tu. Właśnie zgodziłaś się dać nam szansę, więc tym razem nie pozwolę zaciągnąć się do szafy. Będziesz musiała powiedzieć o mnie mamie. Powinienem był wcześniej cię do tego przekonać. A tak, dowiedziała się o naszym związku tuż po tym, jak wampiry zamordował)' jej rodziców. Nic dziwnego, że przyjęła to źle.
- Przyjęła to źle? - Wspomnienie śmierci moich dziad ków nadal bolało. - Próbowała cię zabić!
Rozległo się głośne łomotanie do drzwi. Moja matk;i nigdy nie była delikatna.
Bones uniósł brew.
Ty jej otworzysz czy ja mam to zrobić?
Zanosiło się na prawdziwą katastrofę, ale po wyrazie i< |*o twarzy poznałam, że nie mam najmniejszych szans i u to, by namówić go na ukrycie się. A naprawdę był dla mnie zbyt silny, żebym zamknęła go w szafie.
Chwileczkę, mamo! — zawołałam, rozglądając się za Imiclką ginu. Rany, wiedziałam, że będzie mi potrzebna. — 1'ójdzie prosto do Dona- dodałam szeptem.
Wpuść ją - odparł Bones. - Ja i tak zostaję.
Rzuciłam mu gniewne spojrzenie i ruszyłam do drzwi, ho tyle, jeśli chodzi o spokojne wchodzenie w nasz zwią-< k. Wyglądało na to, że zostałam od razu rzucona na głę-foką wodę. Z drugiej strony, trafiała się najlepsza okazja,
■iby sprawdzić, jak Bones radzi sobie z pokonywaniem przeszkód. Zwłaszcza tej jednej, o wiele gorszej niż Don.
Gdy tylko otworzyłam drzwi, matka wkroczyła do mieszkania i od progu zaczęła zrzędzić.
- Zadzwoniłam do Noaha na komórkę, szukając ciebie, i on mi oznajmił, że z nim zerwałaś! Nie myśl, że nie wiem dlaczego, Catherine. Przyszłam tu, by ci powiedzieć, że 10 musi się skończyć. Natychmiast. Rzuciłaś tego śmiecia kilka lat temu i zrobisz to jeszcze raz! Nie będę spokojnie icdzieć i patrzeć, jak zmieniasz się w takiego samego dia-Ma jak ten, który cię spłodził...
Matka umilkła raptownie, gdy zobaczyła Bonesa, siedzącego na kanapie i wpatrującego się w nią z wyrazem lozbawienia na twarzy.
-Witaj, Justino - powiedział, przeciągając samogłoski. — Jak miło cię znów widzieć. Może usiądziesz? - Dla lepszego efektu poklepał wolne miejsce obok siebie.
155